"Dobrze. Teraz jest w swoim własnym świecie. W drodze do swojego pokoju. Nikt w rodzinie nie wiedział, że pokój został już w pełni urządzony w jej głowie. Nikt nie pojmował, że może ich zostawić, kiedy przyjdzie jej na to ochota, i że naprawdę to robi, i to raz za razem, że to tutaj ucieka myślami setki razy na dzień, kiedy gotuje, kiedy zmywa, kiedy jedzie na rowerze do pracy lub do domu; że tylko wygląda, jakby siedziała przy stole razem ze wszystkimi, bo w rzeczywistości biegnie już na górę po schodach, przechodzi po nieheblowanej, drewnianej podłodze komórki na strychu i otwiera drzwi do pokoju, w którym na półkach stoją starannie poukładane książki, a nieduża, biała lampa rzuca przyjaźnie żółtawe światło. Do pokoju ze świeżo obitym fotelem z ratanu - w rzeczy samej fotel jest już gotowy i stoi w komórce, przechodząc obok niego, pogłaskała bawełnę w niebieską kratkę - i nieskończenie uporządkowanym biurkiem, na którym leżą poukładane w rządku, świeżo zatemperowane ołówki. Własny pokój."*
Od wtorku dzieci są chore. U Klary już dwa razy był lekarz. Drugi raz godzinę temu. Przeżyłam dziś masę krytyczną stresu. Nie będę się rozwodzić za bardzo w temacie chorych dzieci, bo kto rodzic (z naciskiem na matkę; na matkę zawsze z naciskiem), to ten stres zna. A kto dziecka nie ma, to niech pyta, opowiem.
Poza momentami gorączki, snu, maligny, są aktywności. Zabawy, jedzenie, kąpiele. I zawezwania matki:
- Gile! Siku! Pić! Mama! (Fela wołając mnie, krzyczy: tata!), Banan! (Klara krzyczy baban, Fela: bamam), Czytać! Kupa! Pupa! Boli noga (nie wiadomo, czy boli, ale znają takie wyrażenie), Buła! Jeść! Ciastko!
I inne.
We dwie.
Miliardy powtórzeń.
Bez szans na wyjście na spacer.
Marzy mi się taki mały pokój na końcu długiego korytarza w naszym domu. Nie mamy co prawda długiego korytarza. Ale taki mały pokój, z dźwiękoszczelnymi drzwiami. Może być komórka, bez okien. Spiżarnia, bez światła. Taka pół metra na pół metra, byle ta dźwiękoszczelność była.
Własny pokój. Virginia Woolf o nim pisała, wszyscy to wiedzą. Skrzynka na bajki będzie takim własnym pokojem. Moim i jeszcze dwóch dziewczyn. Czyli nie takim własnym do końca, ale to tak naprawdę nieważne. To będzie własny pokój wszystkich, którzy będą go potrzebowali. Będą mogli przyjść, usiąść, poczytać, pomilczeć. I oczywiście zamówić bajkę. Tylko jeszcze nie wiem, kiedy ją otworzymy. Ludzie planują, dzieci kule noszą.
Więc cierpliwości.
* cytat z książki "Lód i woda, woda i lód", Majgull Axelsson. Oczywiście nie należy brać go dosłownie, że ja mam tak samo.
P.S. I jak tak dziś płakałam, bo się bałam o Klarę, to Fela powiedziała do mnie: - Nie płacz, mamo. <3 (Nie - "tato")
Dziś marzę o takim pokoju! Dżizas angina, gile, kaszel, Gutek, Tosia.
OdpowiedzUsuńIdealne miejsce skrzynka na bajki. Jak otworzycie wpadnę z zamówieniem...długo będę zamawiać!
Pozdrowienia Doma
Megi
Trzymaj się, matko. I przybywaj do nas na odpoczynek. Jak tylko otworzymy :)
Usuń