Obserwatorzy

poniedziałek, 4 kwietnia 2016

Odjęło mi siłę

    Powinnam już dawno być w pracy. Ale siedzę i nie mogę się ruszyć. W dupie mam tę wiosnę za oknem. Co więcej – ona mnie przeraża. Wszystko mnie przeraża. Zmęczył mnie ten weekend. Macierzyństwo to ciągła praca, serio. Praca w pracy jednej, drugiej, praca w domu. Tak, wiem, każdy tak ma. Że zapierdala. A te nasze dzieci to są takie kochane i fajne. I „grzeczne”. Co to w ogóle za słowo jest. Są mądre, ale żeby takie były, to trzeba naszej pracy. Czytania bajek, bawienia się, rozmawiania, chodzenia na spacery.

    Jezu, jestem zmęczona. Zajebiście. Jak sobie pomyślę, ile się ich nanosiłam po schodach, z siatami, torbami, dwie naraz, z obiadem w głowie, bajką na głowie, a teraz jeszcze ta wiosna i place zabaw, których nienawidzę.

    Nie, ogólnie jest w porządku.

    Ogólnie to tylko dodatek. 
    Do mojego wkurwu, który trwa bez przerwy, jak sobie pomyślę, za kogo w tym kraju się mnie ma. To ten wkurw mnie tak męczy. I bezsilność. I to, że się tak staram, żeby moje dzieci miały dobre życie i żebym ja miała i Piotr, a oni podważają moje istnienie. Nie szanują mnie. Cię, Twojego chłopaka, męża, dzieci. Tych, które już są na świecie.
    Nigdy nie byłam blisko kościoła. I nigdy nie będę. Chciałabym tylko pozbyć się tej nienawiści, która się we mnie zrodziła, bo nie jest mi ona potrzebna. Nienawiści do klech i tych bab, pitbuli w sejmie, które nie wiedzą, po co tam są. Które podpierdalają kobietom usłużnie wykonując polecenia swoich równie życzliwych nam panów. I władców. Mam nadzieję, że tej ustawy nie zaostrzą. A jeśli to przejdzie, to będzie prosta droga do końca tego rządu. 
    To, mam nadzieję, już jest ta droga. 

2 komentarze:

  1. Wpis idealnie trafiający w mój stan ducha obecnie, całościowo. U nas nadto skończył się remont, przeprowadzka, doprowadzanie do stanu używalności poprzedniego mieszkania, najazdy rodziny... i jest mi dziwnie, bo byłam wytrącona ze swej rutyny względnej przez prawie dwa miechy i teraz mi jakoś trudno się ogarnąć, i pusto jakoś, i dziwnie, i cicho... nagotowałam przecierów warzywnych dla małej i ryczeć mi się zachciało ;) trzeba będzie wrócić do biegania. no i do roboty. i wyjść kur*wa na ulicę. bo to, co tu się odpierdziela, to już o wiele mostów za daleko. trzeba być naprawdę sadystycznym durniem, żeby wymyślać takie rzeczy. i Boga w sercu nie mieć (tak mi się przynajmniej wydaje, bo ja niewierząca, ale przesłanie znam i mi się ono z takimi praktykami nie skleja. helga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Helgo Kochana, rozumiem płacz nad przecierem. Dziś płacz rozumiem nad wszystkim (ja wczoraj na Faktach). Od pierwszego dnia wiosny przebiegłam 50 km - byłam pięć razy po dychę. I nie wiem, czy mi to też energii nie odbiera. Bo biegnę, napierdalam tymi stopami, a w głowie mi się kotłuje od myśli. Zero ZEN. I nawet kupiliśmy meble na balkon i jest słońce i mogłabym sobie, po odprawieniu rodziny do prac - bo moje córki wychodząc do żłobka, mówią, że idą do pracy (jezu, biedne dzieci) - usiąść z kawą na tym słońcu i poczytać, pomyśleć, się poopalać, ale nie, nie mogę. Wewnętrzny kapo mi zakazuje, nakazuje wstawienie pralki, ubranie się i wyjście. Albo po prostu siadam na krześle, ale nie na słońcu, tylko w pokoju i siedzę, i nic. Tylko się denerwuję. Helga, szkoda,że nie możemy sobie razem pobiegać. Ściskam Cię i Polę. Dobrze, że już po remoncie. Jeszcze trochę i znowu będzie jesień. Kiss.

      Usuń