Obserwatorzy

poniedziałek, 19 września 2016

Wczesna, aktywna jesień

Chcesz odpocząć, zgłoś się do Krzysia z SUP Bydgoszcz i umów się z nim na pływanie na deskach. My po sobotnim czekamy na kolejne, już jesienne w bluzach, pełnych butach i kolorowych liściach.

Fela na fali śpi.
Nie widać tu, ale walczyłyśmy z wiatrem.

Pogoda udaje, że wakacje trwają w najlepsze, ale wszyscy wiemy, że to nie jest prawda.
Ja na pewno to wiem.
Wpadłam w wir obowiązków, przyjemnych bardzo, ale zawsze to obowiązki, a jak coś „trzeba” to zawsze gorzej od „można”.
Rozpoczęłam moje cykle, czyli byłam już wycieczce rowerowej w Żninie w ramach Kultury na świeżym, gotowałam dzikie chwasty z Kołem Gospodyń Miejskich w Ostromecku.

Pod głogiem. Dziką kuchnię prowadzi dr Krystyna Stepczyńska-Szymczak.

Siedzę i planuję kolejne atrakcje.
Poza tym podejmuję nowe wyzwania, które wcale a wcale nie wyrywają mnie z mojej strefy komfortu, ku mojej ogromnej radości. Tutaj możecie poznać moje zdanie na temat porzucania strefy komfortu.
Po raz pierwszy stanęłam w roli przewodniczki i nie ukrywam, że strasznie mnie to stresowało (mimo to cały czas byłam w swojej strefie). Nie to, że mam mówić do grupy ludzi, bo to już mi się kilka razy zdarzyło, ale fakt, że mam im przekazać pewną wiedzę. Przeraziła mnie ta odpowiedzialność, że nie można mówić bzdur (co robię bardzo chętnie) i że trzeba się przygotować.

Ostatecznie spacer jest już za mną i dla mnie był super.
Podczas przygotowań (i spaceru też) sprawdziło się powiedzenie, że apetyt rośnie w miarę jedzenie i że artystki bydgoskie to temat nie do wyczerpania. I że Bydgoszcz kobietą stoi i właściwie w co drugiej kamienicy w centrum miasta mieszkała kobieta, o której warto wspomnieć.
Było mi szalenie miło, że w piątkowe późne popołudnie na palcu Wolności stanęło tak dużo osób, chcących dowiedzieć się czegoś o bydgoskich kobietach. To budujące. I dziękuję raz jeszcze wszystkim moim koleżankom, które przybyły. I zrobiły te zdjęcia:

Do 20 roku kościół Klarysek był remizą, stąd ten łuk z cegieł, pod którym przejeżdżały wozy strażackie.

Przy ul. Focha 2/4 mieszkała malarka Elżbieta Śliwińska-Kapturkiewicz. O niej najwięcej dowiedziałam się z "Albumów Bydgoskich" z tekstów Jolanty Zielaznej (Gazeta Pomorska).

Zaczynamy spacer.

Pod kamienicą, w której mieszkała Haliny Stabrowskiej, m.in. kierująca bydgoskim oddziałem (jednym z najlepszych w kraju) Polskiego Białego Krzyża.

W galerii Kantorek zobaczyliśmy dwa pastele Zofii Rybiańskiej (Elżbieta Kantorek była mi również bardzo pomocna i życzliwa podczas przygotowań).



Po spacerze były już same nagrody. Festiwal w Mózgu, pływanie na deskach, przyjazd Danki i nasz niedzielny wyjazd do Izy. Nie często zdarza nam się podjechać pod czyjś dom, a tam zamiast psa wita nas kuc. A raczej dwa. Dzieci pokochały Maję i Milkę, a ja po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że chcę mieć domek na wsi. 
Felka karmi Milkę jabłkiem.

Jeszcze trochę a każdy z Was będzie mógł odwiedzić Izę, ponieważ wiosną otwiera ona swoje stajnie i włości na gości.
Ciągle jeszcze nie wpadliśmy z Piotrem na to, jak by tu nie pracować, żeby ciągle gdzieś jeździć i mieć na to hajs. Ale myślimy.



niedziela, 4 września 2016

Pluskowęsy i Chełmża

Cudze chwalicie, swego nie znacie, czyli, że warto jechać do Chełmży.

Chełmżyński zegarmistrz ma styl

Miało być morze, ale jak wstaliśmy, padało. Mimo to chciałam bardzo jechać, ale mam w domu ruch oporu, na który czasem nie mam siły, więc postanowiliśmy pojechać gdzieś bliżej.
Dobrze, że w ogóle. Zdecydowaliśmy (po nawet nie burzliwych negocjacjach), że jedziemy do Golubia-Dobrzynia. A potem do Brodnicy.
No, ale przecież, skoro już udało nam się wyjechać o nawet przyzwoitej porze, bo o 11.00, to wcale nie znaczy, że dojedziemy do celu.
Za Chełmżą zaświeciła się kontrolka, że nie mamy oleju.
Piotr powiedział, że dalej nie jedziemy, co więcej, musimy się tu zatrzymać, bo silnik musi wystygnąć.
Ok. Jesteśmy w Pluskowęsach, więc na bank będzie ekstra.
I o dziwo - było.
Stanęliśmy pod pomnikiem Maryi w białych różach, do której przychodzą na ławeczkę modlić się mieszkańcy.
Lokalna kapliczka
Na pewno jedna pani lubiąca fiolet.

Okazało się, że jesteśmy między dwoma jeziorami, których brzegi znajdowały się po obu stronach ulicy. Poszliśmy kawałek w górę.
Wędrowniczki
Wyżej, okazało się, że w Pluskowęsach jest pałac. Ciężko cokolwiek zobaczyć, gdyż jest cały w zasiekach, ale wiadomo, że jest z 1867 roku.
Pałac neogotycki w Pluskowęsach
Po drodze rosło pełno rzeczy do jedzenia:
Tarnina
Jabłoń

Jeżyna
Szliśmy wzdłuż płotu i po lewej mieliśmy jezioro, a po prawej park przy pałacu (za płotem). Okazuje się, że to bardzo cenny starodrzew, liczący ponad 39 gatunków, w tym egzotycznych. Wyglądało to naprawdę imponująco.
Doszliśmy do takiego ścierniska i zobaczyliśmy kolejne jezioro i dziurę w murze okalającym pałac (mur na przemian z płotem).
Wejść, czy nie wejść?

Weszliśmy tam i natychmiast drogę przebiegła nam jaszczurka. Po lewej było to nowe jezioro, a po prawej, niestety płot. Za płotem, na terenie pałacowego parku, stał drewniany domek. Na maksa kojarzył mi się z domkiem z "Antychrysta" von Triera (a park z lasem z filmu).
Poszliśmy nad jezioro.
Nad jeziorem w Pluskowęsach

Wracamy wśród bluszczu
Rozmowa dzieci ze ślimakiem
Doszliśmy do samochodu i poszliśmy dalej, nad jezioro, nad którym był pusty plac zabaw. W ogóle tam bardzo mało ludzi widzieliśmy. Bardzo mi to odpowiadało.
Matka z dziećmi

Panorama jeziora najbardziej w centrum wsi

Rodzina łysek. Nasze dzieci również z nimi się komunikowały, odpowiadając im w ten sam sposób, jaki one dawały znaki.

Nadjeziorny plac zabaw (wyludniony, a tylko takie jestem w stanie znieść)
Po zabawach z pustą butelką po kimś (obce zarazki. Ale potem wyrzuciliśmy ją do kosza), pojechaliśmy do Chełmży.
Chełżma jest naszym odkryciem. Mieści się nad wielkim Jeziorem Chełmżyńskim, jest pełna klimatycznych kamienic, uliczek, z ładnym rynkiem. Chełmża prawa miejskie otrzymała w 1251 roku, więc jest naprawdę stara. I to jezioro w centrum...

Jezioro Chełmżyńskie. Pomost w centrum miasta i żaglówki, coś pięknego
Super budynek, w którym byłą knajpa, ale tam pani powitała nas zza zasłonki z fajką w gębie, więc nie chcieliśmy jej przeszkadzać. Niech se była dopaliła.


Klub Kulturystyczny Atlas
Sklep rybny "Bałtyk"

\
Neon, pewnie nie działa, ale piękny

Miasto ma ducha

Idziemy do restauracji Finezja, którą totalnie polecam - tanio i mega smacznie

Wnętrze bazyliki konkatedralnej Św. Trójcy w Chełmży

Zewnętrze tej bazyliki. Obok rośnie wielki kasztan

No i tak. Chcieliśmy jeszcze pojechać do Strzelec Dolnych na święto śliwki, ale szczerze, to nie lubimy powideł.
Za to w drodze do, jeszcze wtedy, Golubia, zjechaliśmy w Ostromecku do Mozgowiny, po dzikie jabłka, które rosną przy drodze.
Wyczailiśmy tę jabłoń, jak dzieci nie miały jeszcze pół roku i byliśmy na spacerze w nimi w nosidłach w Lesie Mariańskim.
To też było późne lato. Albo wczesna jesień? W każdym razie dziś one mają ponad dwa lata.
I my mamy dwa lata więcej.

Wracam do Sarah Waters.