Obserwatorzy

niedziela, 16 sierpnia 2015

Zielona noc

"Uważam, że naturalną potrzebą matki jest poświęcenie swojej niezależności i wygody na rzecz malutkiego, a potem dorastającego dziecka. Na tym według mnie polega ten wczesny etap macierzyństwa - na służebnej roli wobec nowej istotki, której obserwowanie jest tak fascynujące". Ten cytat to fragment listu czytelniczki do wrześniowego numeru Twojego Stylu. Autorki wydrukowanych wiadomości dostają od redakcji prezent. No kurwa. Kupiłam sobie dziś tę gazetę, by zobaczyć, co będzie modne jesienią. Chciałam coś poczytać, kiedy Piotrek i Dobra byli w kościele w Cisnej, a ja wędrowałam z wózkiem pełnym śpiących dzieci. Gdy szukałam spokojnej ławeczki, te się obudziły. W sumie dobrze. Mogłam sobie lepiej kupić pornosa. Tyle, że tam nie ma mody. Dziś typowa niedziela. Po kościele deser w super klimatycznej kawiarni Polanka, a potem wielki spacer przez las z Cisnej do Majdanu. Po drodze deszcz, wrażenie bycia śledzonymi przez dzikie zwierzęta i ten zapach. Lasu w upalnym sierpniu, który chciałabym zapamiętać na zimę. Po obiedzie ruszyliśmy znowu do Roztok Górnych z zamiarem przejścia na słowacką stronę. Spacer, który miał mieć dwa kilometry w jedną stronę trwał trzy minuty, bo za daleko podjechaliśmy samochodem. Skoczyliśmy więc znowu do Cisnej po mleko dla kiełb. Tam jest jednak syf. I nawet deszcz w Cisnej Cisnej nie pomaga. Dziś zielona noc. Pijemy ostatnie bieszczadzki piwa - słodowe i niepasteryzowane. Przyjechali nowi letnicy, nie mam chęci socjalizacji, czas na nas. P.S. Susan Sontag pisała w "O fotografii", że z aparatów fotograficznych korzystają na wakacjach głównie te narody, które są opętane etyką pracy. Amerykanie, Japończycy. Ja z tym blogiem jestem taka pilna, że chyba to też jest efekt tego opętania. Coś jest na rzeczy, serio.
                                         W drodze z Cisnej do Majdanu.


                                           Po słowackiej stronie, wejście od Roztok Górnych

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz