Cztery
małe liski (w tym dwa bawiące się na środku drogi) i dwie łasice
przebiegające drogę przejechaliśmy dzisiaj. Nie, nie. Piotr mi
kazał tak napisać. Tak naprawdę ten zwierzyniec minęliśmy na
ostatniej „prostej” prowadzącej do... Cisnej. Jesteśmy
nienormalni.
Rano
(o 11) wyjechaliśmy, zgodnie z planem, do Przemyśla. Spotkaliśmy
się tam z Piotra kolegą sprzed lat i było super. Najpierw nie
lało, więc trochę łaziliśmy, weszliśmy pod takie arkady i
wtedy lunęło konkretnie. Więc staliśmy tam, tzn. Piotr z kolegą
stali i gadali, a ja goniłam za dziećmi.
Potem,
już naprawdę znudzeni tym staniem, uznaliśmy, że skoro leje, to
idziemy jeść. Blisko – na rynek. Zasiedliśmy, zamówiliśmy i
wyszło słońce. Podano jedzenie, ale dzieci to nie obeszło,
wolały biegać po rynku i gonić gołębie. Gdy już my zjedliśmy,
one przybiegły, by zjeść zimny obiad. Więc się nam przedłużyło.
Potem poszliśmy na lody i kawę, i jak Piotr poprosił panią o
flat white, to pani zapytała: - czyli zimną? Urocze to było <3
W
końcu słońce wyszło na dobre, my byliśmy nażarci i można było
powędrować trochę po Przemyślu. Pięknie tam. Z każdej strony.
Np. takie wiszące ogrody tam są.
Bo i Zasanie malownicze (dzielnica za Sanem) i rynek z
niedźwiedziem, którego mają w herbie i tereny przyzamkowe na
wzgórzu, z którego widok jest na całe miasto, gdzie wśród
czerwonych dachów co chwila wystaje jakaś kościelna wieża. Kościołów tu od cholery.
Tak zresztą o Przemyślu pisał w
Monachomachii Ignacy Krasicki:
W
mieście, którego nazwiska nie powiem,
Nic
to albowiem do rzeczy nie przyda;
W
mieście, ponieważ zbiór pustek tak zowiem,
W
godnym siedlisku i chłopa, i Żyda,
W
mieście - gród, ziemstwo trzymało albowiem
Stare
zamczysko, pustoty ohyda -
Było
trzy karczmy, bram cztery ułomki,
Klasztorów
dziewięć i gdzieniegdzie domki.
Także
z tymi kościołami, to rzeczywiście klęska urodzaju. I pełno
pustostanów o przepięknej architekturze.
Takie ogłoszenie.
To ta kamienica - staroć
Bardzo dużo jest tu
działających zakładów krawieckich, szewców, jest nawet
naprawiacz parasoli i skup fasoli, orzechów włoskich i ziół.
A to piękny dom na wzgórzu niedaleko zamku, w którym mieszka pan, który przeniósł się do Przemyśla z Elbląga.
Tak
mnie zmęczył ten dzień, że jak wyobraziłam sobie, że
codziennie będziemy zatrzymywać się w innym mieście, to po
urlopie będę musiała ostro odpocząć. Więc może, skoro ma być
ładna pogoda, to wrócimy w Bieszczady i się nasycimy na maxa, bo
wyjechaliśmy stąd z niedosytem.
I
jesteśmy. Śpimy w Cisnej, za oknem szumi potok, a juto wybieramy
się do Chatki Puchatka. W czwartek chcemy iść na Rawki, a w
piątek wrócić do wakeparku nad Soliną, by popływać na desce i
zjechać na tej największej, bieszczadzkiej tyrolce.
Potem
możemy wracać.
P.S.
W drodze do Przemyśla zatrzymaliśmy się na tarasie widokowym w
Górach Słonnych i tam zagadaliśmy się z takim małżeństwem i
oni powiedzieli, że są na wakacjach w Cisnej. Tak mi się zrobiło
przykro trochę, że oni sobie po Przemyślu wrócą w Bieszczady, a
my już będziemy się kierować na północ. I okazuje się, że my
też jednak kończymy ten dzień w Cisnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz