Potrzebowaliśmy
dnia, żeby ożyć po 12. godzinach podróży z dwójką
dwulatek. Co prawda dzieci nie sprawiały żadnych kłopotów
podczas jazdy (raz tylko pokłóciły się o książeczkę „Mamoko
na litery” - obie ją kochają), były cierpliwe i ciekawe tego,
co za oknem. Zwłaszcza krów, koni i motorów. Zwłaszcza Fela
motorów.
W
środę cały dzień snuliśmy się po chacie i każdy moment
wykorzystywaliśmy na przyłożenie głowy do poduszki. Dopiero
późnym popołudniem wyszliśmy na spacer z psem i od razu
spotkaliśmy sarnę. Dzieci ze szczęściem w oczach prowadziły
pięć razy cięższego od siebie psa, a gdy pies już wrócił do
domu, pojechaliśmy na działkę. Na działkę rodziców Piotra
pełną kwiatów i słodkich owoców. Dzieci (nie tylko one) jadły
maliny i groszek prosto z krzaka.
Wieczorem
wszyscy padliśmy. Zanim padliśmy, zjedliśmy domowe pierogi z
jagodami, (tutaj-borówkami), które kupiłam od baby w Świętokrzyskiem. Takich pierogów nie ma nigdzie indziej na
świecie.
Wczoraj
poszliśmy poszlajać się po Sanoku.
Byliśmy na rynku, przy zamku, przy cerkwi, (przy której Klara biegła z góry, aż się wywróciła i rozwaliła sobie nos). Poszliśmy na lody do „Coś słodkiego”, nowego miejsca w Sanoku, przeuroczego i dzieciom przyjaznego.
Pogoda
była średnia, więc czuło się w mieście, że bieszczadzcy
turyści zrobili sobie „dzień miastowy” i przyjechali do Sanoka
pozwiedzać.
Gdy
wróciliśmy, spotkaliśmy pod blokiem kota (nazywamy go z Dobrochną
„Kiełbas”). Klara próbowała się z nim zaprzyjaźnić, mówiła
do niego czule, głaskała, kot się łasił, aż ją ugryzł w
palec. No kot. Do nocy przeżywała, że kocik ją ugryzł (na palcu
miała oczywiście plaster), do tego stopnia, że udzieliło się
Feli, która przed zaśnięciem stwierdziła łzawym głosem, że to
ją ugryzł kot.
Późnym
popołudniem przeszliśmy się na teren przedszkola, gdzie na trawce
próbowała Sanocka
Młodzieżowa Orkiestra Dęta Avanti. Pod blokiem, wśród bawiących się na palcu zabaw dzieci, młodzi
ludzie ćwiczą granie i układy „chodzone” na kolejne
festiwale.
Ostatnio byli w Świeciu. Prawie wszyscy są zadowoleni z
tych dwóch godzin orkiestrowej muzyczki. Prawie, bo w bloku, pod
którym ćwiczą, mieszka baba, która przez całą próbę się
drze, że jej się nie podoba.
Zawsze
znajdzie się taka baba. Albo dziad.
Zasiadłam
właśnie do pisania bajki i po tym, jak napiszę, zastanowimy się,
co będziemy robić dzisiaj. Są wakacje i mamy bardzo wakacyjny
rozruch.
W
niedzielę w Mrzygłodzie odbędzie się VI Zjazd Kapel Ludowych w
Dolinie Sanu i chyba się tam przejedziemy. Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz