Obserwatorzy

sobota, 28 marca 2020

Dolina Dolnej Wisły



Czy już tu wspominałam, w jakim mieszkamy ekstra mieście?
Nie dość, że w samej Bydzi są lasy, ba! Puszcza nawet, rzeki, parki i knieje, to jeszcze wystarczy wyjechać za rogatki, by trafić bardzo ciekawe tereny i malownicze widoki. No więc wczoraj, dla zachowania zdrowia psychicznego i zalecanego dystansu, wyjechałyśmy do Doliny Dolnej Wisły. Zamczyskiem, wzdłuż zbocza fordońskiego (na którym jest szlak Jeremiego Przybory – polecam totalnie go przejść) do Strzelec Dolnych i dalej do Kozielca. Jeśli chcecie poczuć się jak w górach, to jedźcie właśnie tam. Dojazd do Kozielca przypomina bieszczadzkie serpentyny i kto ma sentyment, temu się tam obudzi.
Zjechałyśmy na dół i zaparkowałyśmy auto w mini zatoczce po prawej stronie. Zeszłyśmy nad Wisłę, nad którą znalazłyśmy czaszkę, która okazała się być miednicą czworonogą sarny. Nie, ja się tak nie znam, ale wysłałyśmy zdjęcie znajomej biolożce.
Miednica sarny

Powitałyśmy rzekę i wróciłyśmy do drogi. 

Szłyśmy podziwiając stare domy i to jak bardzo ludzie dbają tam o estetykę miejsca. Wioska jest spokojna i bardzo zadbana. Są stare ceglane domostwa ze studnią (i wanną na zewnątrz; widzę w niej kąpiele w ziołach w świetle księżyca <3), drewniane z oranżerią, jak i bardziej nowoczesne, przeszklone z oknami zwróconymi w stronę rzeki. Jest gospodarstwo z kogutem gigantem i gęśmi (milion gatunków ptaków domowych tam jest, dzieci w zachwycie) i winnica. Do winnicy winiarzy Dolnej Wisły można dzwonić, jest numer telefonu, ale nie miałyśmy niestety gotówki. Następnym razem weźmiemy. Dzięki gościnności Nieużytków sztuki zeszłyśmy nad Wisłę drugi raz i na takim małym półwysepku zrobiłyśmy piknik. 


Wypatrywałyśmy żywej szczeżui, ale były same puste muszle. Ja jeszcze wypatrywałam suma, ale nie wypłynął. Wróciłyśmy do dróżki przy rzece i wzdłuż Wisły doszłyśmy do drogi pokonując chaszcze i strumyk.
Wędrówka 

Wisła

Szukamy muszli winniczków

Chrząszcz meloe

Piękne stare drzwi w Kozielcu

Posłuchałyśmy kosa i dzięcioła, wsiadłyśmy do auta i pojechałyśmy dalej. Naszym celem było Chrystkowo, ale po drodze zatrzymałyśmy się jeszcze w Grabowie, gdzie po prawej stronie stoi pałac: http://www.polskiezabytki.pl/m/obiekt/1014/Grabowo/ :



a po lewej jest cmentarz.
Kapliczka przy cmentarzu
W tym linku jest napisane, że z Grabowa pochodzi Bożena Dykiel, ale jednak to nie z tego Grabowa, tylko podlaskiego.

Dojechałyśmy do Chrystkowa. Po drodze cały czas mamy taki krajobraz – po prawej płasko, wierzby i rzeka, po lewej wzgórze. Wszędzie można wyjść, by się przejść. My wyszłyśmy przy zagrodzie olenderskiej z chatą mennonicką z 1770 roku. 


Kocham sumy, ale się ich boję. Ta tablica wisi na chacie mennonickiej



Dawno tam nie byłam i bardzo się zdziwiłam, jak to miejsce ewoluowało. Przede wszystkim atrakcje są tam dla wszystkich. Starzy mogą poczytać o życiu przybyłych z Holandii osuszaczy terenów wiślanych, młodzi wspiąć się na traktor, domek z opon, czy pohuśtać się na placu zabaw. 


Piknik

Dzbanki na płocie

Domek z opon

Dziewczyny na traktory

Pięknie tam jest. Co dziwne, nie było tam nikogo. Dzięki temu szybko znalazłam kartę do bankomatu, którą tam zgubiłam (przed planszą z sumem, hmmm, sum zabrał i oddał). Następnie przeszłyśmy się nad rzekę. Wisłę oczywiście. Obserwowałyśmy pracę traktora, bociany, żurawia, aż doszłyśmy do wału, przez wał, chaszcze doszłyśmy do Wisły.





Jezu, jaki tam był syf. Nawet fotele ktoś wywalił do wody. 
Fotele
Miałyśmy nadzieję, ze może jakaś sarenka przetnie nam drogę, ale nie miałyśmy tyle szczęścia. Wróciłyśmy do auta i pojechałyśmy jeszcze do Chełmna. Kupiłyśmy sobie hot dogi i kawę w Żabce i biesiadowałyśmy na rynku. 
Ratusz w Chełmnie
Po koronie wbijam do Jagody
Nie wiedziałam, na jaki souvenir się zdecydować :D

Bo wybór jest duży

Do Ksi też wrócimy :)

Weszłyśmy na chwilę do Fary, bo chciałam dziewczynom pokazać głowę jelenia, o której na stronie www fary piszą tak: „ rzeźbiona głowa jelenia z naturalnym porożem zwisająca ze sklepienia – symbol Chrystusa. Jest ona o tyle ciekawa, że będąc zawieszoną na konopnej linie, reaguje na zmiany warunków pogodowych, a w zasadzie wilgotnościowych. Mając już kilkaset lat, z niezmienną dokładnością zwiastuje deszcz lub dla odmiany słońce.”

Owa głowa

O zachodzie słońca wracałyśmy przez rezerwat przyrody Zbocza Płutowskie i Starogród. Tam też polecam wycieczkę. Pamiętam, jak kiedyś zdobywaliśmy na Kulturze na świeżym szczyt w Starogródzie i przedzieraliśmy się przez pola kukurydzy. 7 lat temu, ale to zleciało!
Za Starogródem jest punkt widokowy po prawej stronie, skąd pięknie widać Wisłę. Dzieci zobaczyły fundamenty starego mostu (tak myślę, że to to) i natychmiast się na nie wspięły.



Wsiadłyśmy do auta i przy zachodzącym słońcu wróciłyśmy do domu. Po drodze udało nam się w  końcu zobaczyć kilka sarenek.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz