Tak, wiem. Zaniedbałam bloga. Przez to, że to szczery blog,
to wolałam trochę pomilczeć. Poza tym byłam z dziećmi w Bieszczadach, a tam
przez miliard stopni mrozu było słabo z internetem. I szczerze w ogóle mi to
nie przeszkadzało. Wreszcie szczypało w twarz, odmrażało palce (Klarze poliki),
a słońce odbite o śnieg wypalało oczy. I był wyż, więc była energia. Oprócz
dziewczynek i mnie była spora grupa przyjaciół i znajomych, więc dzieci w
czasie swojej aktywności szalały z wujkami, jadły z ciociami, a gdy padały, to
spały długo i głęboko. Wypoczęłyśmy.
I wróciłyśmy do Bydzi. Wróciliśmy.
Przeczytałam „Pępowinę” Majgull Axelsson. Bo nadal chcę być
Szwedką, albo chociaż mieszkać w Szwecji i mieć mały drewniany dom przy morzu i
niech mi wieje. W „Pępowinie” strasznie
wieje, bo jest sztorm, który gromadzi kilka osób w restauracji „U Sally”, którą prowadzi Minna. Dół, depresja,
straszne zdarzenia i kobiety, które dokonują wyborów pod wpływem nagłej utraty
zmysłów, starych przyzwyczajeń lub beznadziejnego dzieciństwa. Dobrze się to
czyta, serio. Aż zamówiłam dziś kolejną jej książkę „Lód i woda, woda i lód”. Hitem
„Pępowiny” jest to, że na Minnę przez okno w jej biurze spada… drzewo i ją
zgniata.
Nie powiem, czy przeżywa czy nie, ale mogę pożyczyć.
Wczoraj było trzech króli. Poszliśmy na wielki spacer po
mieście i na starym rynku zobaczyliśmy, że przy scenie , na której nie wiem co
mogło się odgrywać w trzech króli stoi wielbłąd. Przy minus 12, od kilku
godzin, z sadzanym między garbami co minutę nowym berbeciem, stoi wielbłąd. Obok
stał osioł, ale osioł był osamotniony, bo w sąsiedztwie wielbłąda to ten drugi
kradł cały splendor. Jezu, jak mi było żal tych zwierząt.
A potem poszłam z kolegą i jego koleżanką do POCO i tam
nagraliśmy film, jak piję kawę. Kolega ma taki projekt. Że kręci film, jak ktoś
pije kawę. Tym razem piłam ja. Jestem trzecia. Napij się ze mną kawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz