Dawno nigdzie nie wyjeżdżaliśmy, w związku z czym jedziemy
dziś do Warszawy. A tak serio to tydzień temu ruszyliśmy w nocną podróż do Sanoka,
by spędzić tam kilka dni ze świętem wszystkich zmarłych włącznie. Wracaliśmy we
wtorek po kilku dniach pełnych słońca, świeżego powietrza i cudownych wycieczek.
W samo święto pojechaliśmy do Falejówki, gdzie na cmentarzu leżą bliscy Piotra mamy.
Przepiękne miejsce. Groby ułożone są na wzgórzu, przy każdym stoi jednakowy
krzyż ze stali, do każdego przymocowana jest mała, zdobiona delikatnie tabliczka
z danymi zmarłego. Ze wzgórza roztacza się widok na Góry Słonne. Słońce
świeciło, było gorąco, chodziliśmy bez kurtek. Przejechaliśmy się kawałek
dalej, do Raczkowej. Wspięliśmy się na górę, niedaleko, doszliśmy na łąkę, z której
widać było Bieszczady.
Pięknie pachniała suchymi ziołami, w tle słychać było śpiew starszej kobiety, która sprowadzała krowy z wypasu. Byłoby idealnie, gdyby nie chińskie biedronki, które nas ostro atakowały. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Trepczy, gdzie dzieci zapoznały się z kozami. W ogóle dzieci oszalały, bo co chwilę widziały krowy, konie, psy, kaczki, koty i kury na żywo. Do perfekcji opanowały ich odgłosy.
Pięknie pachniała suchymi ziołami, w tle słychać było śpiew starszej kobiety, która sprowadzała krowy z wypasu. Byłoby idealnie, gdyby nie chińskie biedronki, które nas ostro atakowały. W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Trepczy, gdzie dzieci zapoznały się z kozami. W ogóle dzieci oszalały, bo co chwilę widziały krowy, konie, psy, kaczki, koty i kury na żywo. Do perfekcji opanowały ich odgłosy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz