Muchy to wysłanniczki piekła, wyczytałam w „Ciemno, prawie
noc”. I po dzisiejszym poranku ciężko mi się z tym nie zgodzić. Mucha obudziła
mnie przed szóstą rano, przegoniła z łóżka, kazała wstać. Wstałam więc o tej
wczesnej porze i w sumie fajnie, bo już jasno było (gdzieś od pięciu godzin) i
jaskółki kołowały nad tarasem.
A w sumie
niefajnie, bo nie wysypiam się ostatnimi czasy.
Wczoraj zapytałam przyjaciela, kto to w ogóle wymyślił, żeby
żyć w parach i on mi odpowiedział, że gołębie. A że pokój wymyślił jeden gołąb,
czyli i to jest dowód na to, że w pojedynkę jest lepiej. I ma się lepsze
pomysły. Bardzo mnie to rozśmieszyło, a mało mnie śmieszy ostatnio.
To jest ta dorosłość. Masz niezależność, możesz palić na ulicy i wracać do domu nad ranem, ale to też ten czas, gdy kończą się miłości. Wiele się ich teraz kończy wokół mnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz