Obserwatorzy

wtorek, 30 sierpnia 2016

Wielopole, Wielopole, czyli niespodzianka w podróży

Wczoraj w nocy wróciliśmy z Sanoka. Mam trochę deja vu, bo to drugi raz w tak krótkim czasie. To znaczy powrót trwał jak zwykle milion godzin, ale ostatni raz wracaliśmy przecież pod koniec lipca. 

Tym razem nie natura, lecz kultura wezwała nas na południe. 

W sobotę bawiliśmy na weselu Piotra koleżanki z liceum. Dzień, a właściwie noc wcześniej zostaliśmy zaproszeni na panieńsko-kawalerski wieczór śpiewaczki i malarza, tak więc był to baaardzo imprezowy weekend. Bardzo. I super fajny.

Gdy my szaleliśmy, a potem odsypialiśmy, dzieci były pod opieką dziadków. Wiem jak dla mnie ważne były babcie i byli dziadkowie, więc cieszę się, że dziewczyny mają swoich. Strasznie ubolewały w drodze powrotnej, że jedziemy do domu, a nie do babci właśnie. 

No i o tej drodze powrotnej chciałam tu napomknąć. Mieliśmy w planie zwiedzić Raków, miasteczko, a właściwie dziś już wieś w Świętokrzyskiem, która urzekła nas już w drodze do Sanoka. Poczytaliśmy o niej trochę w necie i chcieliśmy zobaczyć tamtejsze renesansowe kamieniczki, kościół, no i po prostu zwiedzić wiochę, która swego czasu była centrum życia braci polskich, czyli arian.

Jechaliśmy przez podkarpackie wsie - przeuroczą trasą - w końcu za dnia. I dojechaliśmy do Wielopola Skrzyńskiego. Zobaczyliśmy znak prowadzący do muzeum Tadeusza Kantora i skleiło mi się, że to musi być przecież TO "Wielopole, Wielopole". I tak też było.

Mieliśmy mega fuksa, bo w poniedziałki muzeum jest zamknięte. Ale akurat miała przyjść jakaś wizytacja, więc była pani, która miała chwilę, by nas po muzeum oprowadzić. 

Dom, w którym urodził się i spędził pierwsze sześć lat życia Tadeusz Kantor. Wówczas była to plebania, w której urzędował jego wuj.


Pokój, w którym urodził się Tadeusz Kantor.

Okno, z widokiem na kościół, przez które Kantor obserwował żywot katolików i mieszkających obok Żydów.


Świadectwo szkolne Tadeusza Kantora


Na piętrze do końca września jest wystawa lalek z "Umarłej klasy".


„Dzieci w ławkach” („Umarła klasa”, 1989 r.)



W muzeum znajdują się dwa kantorowe "Mechanizmy pamięci". Tu Maszyna do rodzenia...

 ...i Kołyska mechaniczna" („Umarła klasa”, 1975 r.)


Aranżacja pani oprowadzającej, zaangażowanej na maksa w istnienie tego muzeum. Naprawdę, jedźcie tam, to może będą pieniądze na ogrzewanie budynku zimą.

Tu dzieci nasze w ławce, co poniżej.



Pani zakończyła opowieść. Poleciła nam jeszcze kilka miejsc w Wielopolu: cmentarz dla zmarłych na cholerę, cmentarz żydowski, Piekiełko - miejsce rzezi Polaków przez Tatarów i miejsce przy rynku, gdzie 11 maja 1955 roku, podczas  seansu kina objazdowego, zapaliły się taśmy i żywcem spłonęło 58 osób. W tym 38 dzieci. Tak że tak. 

Pomnik ku pamięci ofiar pożaru kina w Wielopolu


Pomnik zrealizowany w 2015 roku na podstawie fotografii, która znajduje w pokoju narodzin Kantora. To on i jego siostra.


Nasze dzieci najbardziej na świecie kochają fontanny.


Kościół parafialny w Wielopolu Skrzyńskim, na który widok z okna miał Tadeusz Kantor.



No i wróciliśmy. Rano wyciągnęłam sobie książkę Krzysztofa Miklaszewskiego "Tadeusz Kantor. Między śmietnikiem a wiecznością". Chyba to jest jej czas.

Jak zwykle już strasznie tęsknimy.

P.S. Przed wyjazdem obejrzeliśmy bajkę anime "Wilcze dzieci". Polecam. Piękna opowieść o inności, macierzyństwie, kontakcie człowieka z naturą. Płakałam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz