Na pewno wśród Was znajdą się osoby, które mają w swojej szafie rzeczy już dawno nie nadające się do noszenia. No chyba, że przez stracha na wróble. Rzeczy, które kochacie, które Wam się dobrze kojarzą, są wygodne, uważacie, że wyglądacie w nich najlepiej na świecie (kiedyś na pewno tak było, dzisiaj już na pewno tak nie jest) i nic tych rzeczy nie jest w stanie zastąpić.
Ja mam na przykład taką niebieską kurtkę.
Rzecz tyczy się również butów. No i mam ja również takie buty. Drugą parę, bo wcześniej ciężko było mi rozstać się z trekingowymi Salomonami, które po 15 latach(?) utopiłam w błocie na Gorcu, jednym ze szczytów głównego grzbietu Gorców. Nie, że je specjalnie topiłam, tylko weszłam w kałużę, która okazała się bajorem. Jezus, miałam wtedy na stopie cały mikrokosmos i pełzały mi w skarpecie różne rzeczy (to dobra inspiracja do bajki jest).
No i ta druga para. Szare (kiedyś brązowe), zamszowe półbuty, które nosze wcale nie tak długo, ale na tyle intensywnie, że szewc jak je widzi, to się krzywi (ciągle zajeżdżam w nich mini obcas). No i ostatnio ów szewc, żeby ich tak często nie oglądać, pomalował mi całą podeszwę z tym naprawionym obcasem na ciemny brąz. Taki brąz z lamperii odrapanej klatki schodowej. Albo łazienki z lat 70.
No więc uznałam, że czas na nie. Że chciał dobrze, ale zjebał mi szewc buty, bo mimo że Piotr mówi, że tego nie widać, to ja widzę.
No i wczoraj pojechaliśmy z dziećmi do TKMaxxa, bo tam te buty kupiłam i liczyłam na to, że po trzech latach znajdę taką samą parę ukrytą gdzieś na półce z nr 38.
No i docieram do meritum.
Do wyprawy do sklepu z dziećmi. Po żłobku, po czekaniu na ojca za żłobkiem, przy zamkniętym na klucz placu zabaw, przy otwartych schodach, na które te dwie weszły i Klara prawie spadła na głowę.
Akcja zaczęła się już na parkingu sklepu. Feli spadła bułka, ojciec nie zauważył, więc ta się rozryczała, ten nie wiedział czemu, więc ja bułkę podniosłam i leciałam z zawieszoną w drugiej dłoni Klarą. Dogoniłam, przekazałam bułkę z ziemi, weszliśmy do sklepu. Fela jeszcze trochę ryczała, bo nie dotarło do niej, że tę bułkę ma z powrotem. Klara weszła w torebki i dotykała każdej mówiąc „torebka”. Ja ciągnęłam ją w stronę butów, Piotr z Felą poszedł do okularów.
Stoisko z butami znajduję się przy schodach. Doszedł Piotr z Felą, zdjął ją z ramion i poszedł oglądać sportowe. A to ja miałam oglądać. Więc oglądałam, co chwilę podbiegając do schodów i zdejmując dzieci. Te rżały radośnie i powtarzały wspinaczkę. Więc ja miałam trasę:- regał- schody - regał - schody. Dziecko pod pachę jedno, drugie już na szczycie schodów, więc odstawka pierwszego, podbieżka po to ze szczytu, w tym czasie na szczyt wchodzi już pierwsze. I tak w kółko. Gdzieś tam znalazłam jakieś buty, przymierzyłam nawet, bo ojciec się włączył w gonitwę.
Ok, idziemy na górę.
Jak jestem w „tikeju”, to zawsze idę na górę, bo tam są zeszyty i muszę je sobie chociaż obejrzeć.
Na piętrze, przy schodach stoi stół z krzesłami reklamujący wystawkę tarasowych mebli. Klara i Fela natychmiast zaczęły się na nie wspinać, więc my je z tych krzeseł, a one w ryk. Krążyły wkurwione przez chwilę między wieszakami z męskimi spodniami, bluzami, aż dotarły do regałów z zabawkami. Były to grające samochody, więc zaczęły tańczyć, a ja w tym czasie poszłam obczaić zeszyty. Wróciłam i Piotr zerknął na plecaki.
Ok, schodzimy, bo chcę jeszcze coś do biegania. Ale nie. Klara chce zostać. Chowa się pod tym reklamującym wystawkę z tarasowymi meblami stołem przy schodach na piętrze i siedzi. Piotr stoi na półpiętrze, bo Fela schodzi samodzielnie, ja mam wizję tego, jak godzinę wcześniej Klara przy żłobie leciała na głowę, ale idę po ten stanik do biegania, co by jeszcze oprócz zgrabnych nóg w perspektywie, inne rzeczy były na miejscu i nagle słyszę huk.
Lecę do góry trzymając żółty, ŻÓŁTY top biegaczki i widzę, że wkurwiony Piotr niesie pod pachą zaryczaną Klarę i krzyczy do mnie : „stół na nią spadł”. Wiec ja mdleje prawie od jego reakcji, że ta prawie zmasakrowana przez ten stół została (nic się nie stało, ostatecznie stół spadł obok i wystraszył ją huk i reakcja ojca), a ten się na nią drze. Więc ja też zaczęłam się drzeć, na niego, że idiota i brutal, więc obie te córki nasze wziął pod pachy, ja do kasy z butami z frędzlami i żółtym topem i za nimi na parking. W aucie wyznałam Piotrowi nienawiść i wściekli na siebie (ja w furii) dojechaliśmy do domu.
Także tak dziś wyglądają zakupy. Naprawdę wątpliwa przyjemność.
Nie poszłam biegać, bo już adrenaliny miałam dość. Poszłam do skrzynki, narobiłam 11 zeszytów i wróciłam spać. Poczytałam jeszcze o kulonach, alkach, nurach i pójdźkach czyli o ptakach w książce „Dwanaście srok za ogon” (kulturoznawcza książka ornitologiczna, przepiękna, polecam).
Następnym razem kogoś poproś, Np. mnie. Kupię Ci kilka par, dowiozę, przymierzysz w domu/pracy, zdecydujesz które a resztę odwiozę. Love
OdpowiedzUsuńDziękuję, tak zrobię. Tylko kogo prosić? :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUwielbiam! Jak to mowia ... samo zycie, ale dzieki takim wpisom po latach bedziesz sie miala z czego smiac! Zycze stalowych nerwow i wielkiego usmiechu, alez gdziez tam, coz ja mowie, piekny usmiech to Ty zawsze masz! ;) Powodzenia przy kolejnych zakupach, polecam sprawdzony i skuteczny sposob: na czas trwania misji zapakowac dzieci do hipermarketowego wozka ...
OdpowiedzUsuńRzeczywiście wózek się sprawdza. Tyle że w tikeju są takie małe, że te by się nie zmieściły :D Choć może upchnę? Buziaki, Joanna!
UsuńI właśnie dlatego zawsze radzę samodzielność samochodowá.
OdpowiedzUsuńTo najpierw muszę przejść terapię, żeby się nie bać, że zginę.
UsuńWiem, że nie było to wcale a wcale zabawne, jak się działo, ale opis mistrzowski, pośmiałam się :) [helga]
OdpowiedzUsuńBardzo śmieszne, Helga :) Dzięki.
UsuńDoma, kocham Twojego bloga! Bolek jest wprawdzie jeden (jezu, aaaaa!, zaatakowała mnie wizja dwóch Bolków!), ale i tak skutecznie ogarnął moje zwyczaje zakupowe i teraz, kupuję hurtem w internecie. Mierzę w biurze, przeglądam się w tych, co siedzą obok i hurtowo odsyłam. Spokój, cisza... i nawet ekran shopping daje radę. Polecam. I pozdrawiam! - ola
OdpowiedzUsuńPozostaje internet, nie ma co. Tak poza tym, to bliźniaki są super i dwa Bolki to całkiem spoko wizja. Ale rzeczywiście, jak sobie czasem pomyślę, ile się ich nadźwigałam, to mam szacunek dla swojego kręgosłupa, że jeszcze nie wysiadł. I bicepsy mam! ;) Pozdrowienia dla Larsa, którego śledzę na fejsie i ślinka mi cieknie na te wszystkie przysmaki! Przyjadę tam w końcu.
UsuńDaj znać, jak będziesz się wybierać :) - koniecznie!
Usuń