Obserwatorzy

sobota, 17 października 2015

O babci

Przerwa od bajek. Na chwileczkę. Częstotliwość moich wpisów spadła dramatycznie, ale za to piszę gdzie indziej. I co innego.

Jezus, właśnie ktoś zastukał w psychodelicznym francuskim filmie w telewizji, na który łypię jednym okiem i myślałam, że to na moim balkonie. Zawał. Uff.

Mam taki stres, że zobaczę jakąś zniekształconą twarz przez okno, że umieram na samą myśl. Mam tę schizę przez wujka Pierdziu, brata mojej babci Aurelii, który mieszkał na gdańskich Stogach i straszył. Był cudownym jajcarzem, miał na imię Kazik, ale ciągle mówił: "ja pierdziu", stąd jego ksywka. No, ale właśnie wśród swoich żartów miał i ten, że wychodził z domu, ubierał jedną z wielu swych obleśnych masek - najobleśniejszych na świecie (od jego córki, cioci Lali ze Stanów) i stukał w szybę. Odruchowo gapiłam się w okno, a tam stał potwór. I tak milion razy. Zawsze się dawałam zrobić. Tak jak zawsze ogrywała mnie w karty, tam, na tych Stogach, moja kuzynka Monika. Do dzisiaj łatwo mnie zrobić w jajo (to chyba retro określenie jest). W karty nie gram.

Tak sobie dziś myślałam o mojej babci. Aurelii właśnie. Bo pisałam bajkę o babci dla babci, na jej 80- tkę. Dostałam fajny opis od wnuczki. Że babcia opowiada jej dużo o swoim życiu.
Moja babcia umarła kilka lat temu. Byłam z nią mocno związana. Nie wiem, czy świadomie, czy nie, ale przekazała mi dużo prawd, które dzisiaj są moimi prawdami (ale patetycznie, ale wiadomo, o co chodzi). Powtarzała, że trzeba dochowywać tajemnic, że jak ktoś mi jakąś powierzy, to ma być jak w studni. I, że nie można obgadywać. Z tym drugim to żałowałam, że nie można, bo przecież kto nigdy nie obgadał, niech pierwszy rzuci kamieniem. Ale się staram.
Dużo z babci jest we mnie, czuję to. Czyli babcia ciągle jest.

Aurelka słynęła z ludowych powiedzonek, których miała zatrzęsienie, na każdą okazję. Jedno, które mi się dobre wydaje to takie, że facet powinien widzieć tylko pół dupy. Moje koleżanki też je lubią.

Dobranoc.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz