Obserwatorzy

wtorek, 6 października 2015

Krótko i na temat

Prawie dwa tygodnie bez wpisu. Mój rekord. Od lipca pisałam prawie codziennie (na początku to nawet kilka razy dziennie), a tu taka przerwa. Praca, dzieci (w katarach), bajki, Prapremiery - czasu jest akurat, żeby jeszcze się zdążyć najeść i wyspać.
Z chorobą dzieci bujałam się od początku żłobka. Pisałam chyba o przebojach w przychodni, do której należymy, gdzie pani doktor, na trzeciej wizycie (drugiej kontrolnej), bez badania Feli (mówiła o niej Felicjan) przepisała jej antybiotyk i sterydy. Nawet nie zajrzała do historii choroby. W miniony czwartek umówiliśmy się na wizytę domową, podczas której lekarz zbadał obie, ocenił, że płuca i oskrzela mają czyste, że to przez katar mają kaszle. Bo oddychają przez usta i wysuszają śluzówkę. Że generalnie trza wodę morską co godzinę lać do nosa, wietrzyć mieszkanie, po zbiciu temperatury wsadzać na 10 minut do wanny do 36 stopni, a po 40 minutach iść na spacer. Od czwartku stosowałam się do tych rad i w niedzielę dzieci miały czyste nosy, spokojnie spały - były zdrowe. Wczoraj poszły do żłoba i chuj, znowu kaszlą. Ok, ale ten temat każdy zna, więc dość o tym.
Prapremiery. Atmosfera w mieście - festiwalowa. Seledynowy kolor wali po oczach z toreb, napisów, ulotek. Ludzi tłum, codziennie spektakle, spotkania, koncerty. Zawsze lubiłam ten festiwal, ale w tym roku czuć nową energię i moc, a jako że zmiany są dobre wtedy, jak są dobre (Donald Tusk tak ostatnio powiedział), no to te są dobre. Widziałam dwa spektakle, byłam na jednym koncercie (Jaaa! - nazwa zespołu - super czad, piątkowe tańce, hulanki, przez które właśnie byłam na tylko dwóch spektaklach, bo w sobotę było źle. Mi było źle). No i dziś idę i jutro. I w czwartek. Chyba że pojedziemy do Sanoka na weekend. Decyzję podejmę w ostatniej sekundzie, bo nic tym razem ode mnie nie zależy.

Bajki, bajki, bajki. Piszę je dzielnie codziennie z przerwami na weekendy. Jakby kto chciał zamówić na przykład bajkę od Mikołaja (ode mnie tak naprawdę), to zapraszam. Wklejam poniżej bajkową próbkę, żebyście wiedzieli, co ja tam wypisuję.

Lew Igor wędrował po otwartej, afrykańskiej równinie w ukochanych, zielonych rajstopach. Wypatrywał kolegów, bo chciał z nimi poskakać. Tata zrobił dla niego i jego brata huśtawkę na gałęzi krzaczka. Igor mógłby się na niej huśtać cały dzień. Najlepiej z książką w dłoniach. 


Któregoś razu, obok huśtającego się lwa, przejeżdżały wozy cyrkowe. Gdy dyrektor cyrku zobaczył lwa w zielonych rajtach, który czyta książkę i siedzi na huśtawce, uznał, że musi mieć go w swojej grupie. Zeskoczył, zaproponował cukierka, a gdy on nie zadziałał, zaoferował kolorowe pisaki (już się dowiedział, że mały lubi pisać). Po chwili lew siedział w wozie obok grubego wąsacza. 


W tym czasie mama pieliła grządki koło domu. Nagle poczuła dziwny podmuch wiatru. Aż przeszedł ją dreszcz. Podniosła głowę i wiedziała już, że musi iść. 


Cyrk zatrzymał się 10 mil od domu Igora. Pracownicy ogrodzili teren i montowali  namiot. Lew podziwiał niesamowitych ludzi i dziwne przedmioty. Był karzeł kulawy, pan wysoki jak drzewo, pani ze stoma pudlami. Lew nigdy nie widział takich dziwactw. Był zafascynowany, ale też trochę zaniepokojony, bo zaczynało się ściemniać, a on nie wiedział, gdzie jest. Powoli zaczynał tęsknić za mamą. Gruby wąsacz nie spuszczał oka z lewka. 


Nagle Igor zobaczył, że do płotu zbliża się mama. Ucieszył się ogromnie. Mama miała takie pioruny w oczach, że dyrektor - gruby wąsacz, wypuścił lewka bez gadania. I dał mamie cztery darmowe zaproszenia na cyrkowe występy. Mama powiedziała, ze woli oglądać zwierzęta na wolności i podziękowała za bilety. 


Igor przytulił mocno mamę i wyszeptał jej do ucha, że już nigdy nie oddali się z obcymi  i, że bardzo ją kocha.

Takiej bajki już drugiej nie będzie. Każda jest inna, pisana na podstawie pięciu cech charakterystycznych głównego bohatera, trzech rzeczy, które lubi no i muszę wiedzieć, jakim jest zwierzątkiem. To jest akurat bajka dla dziecka, ale piszę też dla dorosłych. Więc jakby co, to polecam fanpage "Skrzynka na bajki" na facebooku. Zamawiajcie.

Aha, Fela chodzi <3.

Dorosłość Klary.


W czwartek, przed lekarzem, poszłam po dzieci do żłoba za szybko i miałam kwadrans w słońcu, na trawce, z książką "Obłokobujanie" Patti Smith, z widokiem na plac zabaw, gdzie czasem bawią się moje córki ze żłobkowymi kolegami. To był super moment dnia. Nawet tygodnia.

2 komentarze:

  1. Czy lewek teraz musi chodzic na terapię. Czy wszystko ok? Czy będà kolejne przygody. Wciagnelam.

    OdpowiedzUsuń