Obserwatorzy

wtorek, 13 października 2015

Życie offline

Nie wiem, czy wspominałam tutaj, że mój smartfon dokonał żywota w dzień wyjazdu Piotra do Sanoka. Czyli w czwartek minie tydzień, jak nie jestem on-line 24 godziny na dobę. Wczoraj sprawdziłam, że kupiłam ten model 28 listopada ubiegłego roku. Na początku najbardziej cieszyłam się z aparatu, który w tym telefonie był, bo robił serio ekstra foty. No ale potem? Potem mnie pojebało! Przepraszam za dosadność tego określenia, ale tak, to właśnie mi się stało. Po tygodniu bez tego zżeracza uwagi i czasu, stwierdzam, że była uzależniona. A od czasu gdy mam bloga i "Skrzynkę na bajki", to jestem już w ciągu. Tzn. byłam. No bo smartfon is dead.

I to taka pułapka, że niby nie oglądam telewizji, więc jestem eko, cool, slow life, ale wgapiam się w ekran smartfona jak nastolatka. Ciągle i wszędzie.

Pomyśl, czy też tak przypadkiem nie masz, hmm?

No ale muszę sobie kupić jakiś, to bez dwóch zdań. Żeby foty dzieciom pstrykać i być jednak w kontakcie ze światem.

Wreszcie jesień. Szarość, ciemność, zimno i mżawka. Prawdziwe życie. A ta mżawka myślę na cerę dobra, więc warto na spacery wychodzić.

Wczoraj wracając z pracy i idąc do żłoba, zajrzałam do Primo Cafe, czyli lodów w przesmyku, po smak życia - maxi king. No i to był już dowód na to, że jesień przyszła na stówę, bo Primo zamknęli! Były tam jeszcze panie, które, gdy zobaczyły moją zwieszoną głowę, zawołały mnie i po chwili wręczyły wielki kubeł lodów waniliowo-czekoladowych. W prezencie. Jezu, jakie były pyszne.
No więc czekam teraz wiosny, żeby te lody znowu były. Ale z cierpliwością. Najpierw jeszcze jesienna wizyta w Sanoku, zimowa podróż w Bieszczady, śnieg, mróz, plucha i pierwsze wiosenne burze. Jezu, ale się rozmarzyłam.

Najpierw jednak miliardy obowiązków dnia codziennego. Staram się nie robić sobie zaległości i być ze wszystkim w miarę na bieżąco, ale czasem wszystko wymyka mi się spod kontroli, bo wszystkiego chcę i potem mam za dużo. Teraz tak mam. Stresuje mnie to trochę, ale powoli będę wszystko odhaczać.
Bo przecież w końcu wszystko się układa, coś się udaje, zamyka i tak to leci. Już 34 lata leci.
Ok, lecę po bliźniaczki.

2 komentarze:

  1. Gdybyśmy pamiętały, że lepszy maxi king to byśmy bardziej szukały, cieszymy się jednak że wanilia i czekolada też spełniły swoje zadanie i osłodziły już jesienne dni.
    lodowe Panie pozdrawiają!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O jaaa <3 i dla takich chwil warto pisać bloga. Dziękuję i do wiosny, kochane lodowe Panie!

      Usuń