Pada
od czwartku. Mamy zasięg, internet i telewizor, w związku z czym
wiemy, co się dzieje na świecie. Bardzo chujowo się dzieje.
Aż
mi się tu pisać nie chce.
Też
w sumie nie ma o czym.
W
piątek pojechaliśmy do Iwonicza Zdroju, bo lubimy tam jeździć.
Po prostu. No i jeszcze ja lubię kosmetyki stamtąd. Poza tym
sanatoryjna architektura Iwonicza przenosi mnie w świat powieści
Tomasza Manna, albo w ogóle do jakiejś powieści.
Z
Iwonicza pojechaliśmy do Dynowa, miasteczka nad Sanem (super jest
droga do Dynowa, cały czas wzdłuż Sanu właśnie) na spektakl "Grzeczna". Piotra kolega brał udział w przygotowaniach, więc
oprócz przedstawienia, w które zaangażowane było pół
miasteczka i instruktorzy (to jest to słowo), pogadaliśmy z kilkoma znajomymi. Było fajnie. Dzieci oniemiałe patrzyły na straż
pożarną na sygnale, która miała swój udział w "Grzecznej".
W
sobotę poszliśmy do sklepu, po drodze weszliśmy do salonu Rometu
i kupiliśmy dzieciom rowerki biegowe. I kaski. Klara jest w
zachwycie, Fela – załamana, czyli wszystko w normie.
Pół
popołudnia przespaliśmy wszyscy, a potem był plan,że jedziemy do
Cisnej. Sami. I jutro, czyli dziś, idziemy na wycieczkę. Nawet zamówiliśmy już nocleg. Ale jak sobie pomyślałam, że mam
zostawić te małe, to za nimi zatęskniłam i odwołaliśmy całą
akcję. Poszliśmy z nimi na spacer z rowerkami i było super.
Klara
jeździła szczęśliwa, a Fela rzucała patyki do strumyka,
szła w swoją stronę, chodziła po kałużach.
W końcu ojciec ją
zmusił do jeżdżenia i gdzieś tam odnalazła w tym trochę
radości.
Wieczorem,
gdy dzieci poszły spać, poszliśmy na "randkę".
Najpierw
spotkaliśmy Piotra znajomą, która przepięknie maluje i mieszka w
Norwegii. Opowiedziała, że mieszka pod Oslo w maleńkim miasteczku w domu pod lasem, w dziczy i głuszy i prawie bez sąsiadów. Do pracy
dojeżdża rowerem do miasteczka obok, gdzie pracuje w małej
galerii i pomaga ludziom kupować dzieła sztuki. Bardzo inspirująca
dziewczyna, która ma odwagę żyć, jak chce.
A
może by tak rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady? Nie, nie.
Jednak na zawsze to chyba nie.
A
potem zobaczyłam kolegę, którego nie wiedziałam kilka lat.
Mieliśmy przyjaciela, który kilka lat temu zginął. Był
nieprzeciętny, mądry i niesamowity. Dzięki niemu się znamy z A.
i od wczoraj jeszcze z żoną A. Spędziliśmy razem piękny wieczór
i w wielkiej ulewie, w nocy wracaliśmy do domu pieszo.
Czasem
nie warto jechać do Cisnej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz