Mimo że nie zapaliłam
świeczki, żeby mnie uziemiła i sprawiła, bym poczuła, że
wylądowałam (parafraza cytatu z pewnego bloga, który
przy okazji każdego zamieszczanego na nim wywiadu uświadamia mi,
jaka jestem banalna), wylądowałam.
Wczoraj chwilę po
22.00 dojechaliśmy do Sanoka.
Ostatecznie z domu wyruszyliśmy około
południa, bo jeszcze rano kończyłam bajkę, którą dzień
wcześniej zamówiła u mnie koleżanka no i dopiero rano zaczęliśmy
się pakować. Wzięliśmy wszystko łącznie z hamakiem,
materacykami do pływania dla dzieci, moim całym warsztatem
bajkowym (i dobrze, bo w drodze dostałam zamówienie na bajkę na
ślub), ale np. nie zabrałam butów pełnych oprócz takich w góry, (a dziś np. cały dzień leje).
No więc tradycyjnie
mało praktycznie przygotowani na trzytygodniowe wakacje
wyruszyliśmy.
Pierwszą część
podróży jechaliśmy autostradą i nawet tym przedłużeniem aż do Piotrkowa Trybunalskiego, a potem, od świętokrzyskiego przez
podkarpackie, wybraliśmy drogi wojewódzkie. Czyli zadupiami.
W Świętokrzyskiem co
chwilę rzucałam w zachwycie: - Jezu, jak tu pięknie, jak nie
w Polsce, aż ostatecznie uznałam, że w Polsce jest właśnie pięknie. Jak
w Polsce.
Na Podkarpaciu
jeździliśmy już chyba właściwie drogami osiedlowymi i w pewnym
momencie miałam wrażenie, że podjechaliśmy pod górski szlak i
tylko przez brak napędu na cztery koła zdecydowaliśmy, że
zawracamy do jakiejś drogi bardziej głównej.
Pięknie tam było.
Jak będziecie jechać kiedyś z Sanoka do Kielc, to wybierzcie drogę przez Krosno, Frysztak i Wiśniową. Ale jak będziecie jechać
np. z Bydgoszczy na południe, to tego nie róbcie, bo na tym
odcinku jest już się naprawdę bardzo zmęczonym. No my tak
zrobiliśmy i na szczęście żyjemy.
Były sarny, mokradła,
jeziora i góry.
A przed Paradyżem widzieliśmy połamany totalnie las, ścięty
przez trąbę powietrzną, jak kilka lat temu Stara Rzeka w Borach
Tucholskich. Tam nam się płakać zachciało, taki widok straszny.
W końcu jesteśmy. Niebo w nocy było tak czyste, że było widać chyba wszystkie gwiazdy
wszechświata, a powietrze tak rześkie, że żal było palić fajki.
No, ale jedną spaliłam. I dziś od rana patrzę na góry na
horyzoncie i cieszę się tym, że tu jestem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz