Obserwatorzy

piątek, 8 lipca 2016

Powolny rozruch

    Potrzebowaliśmy dnia, żeby ożyć po 12. godzinach podróży z dwójką dwulatek. Co prawda dzieci nie sprawiały żadnych kłopotów podczas jazdy (raz tylko pokłóciły się o książeczkę „Mamoko na litery” - obie ją kochają), były cierpliwe i ciekawe tego, co za oknem. Zwłaszcza krów, koni i motorów. Zwłaszcza Fela motorów.

    W środę cały dzień snuliśmy się po chacie i każdy moment wykorzystywaliśmy na przyłożenie głowy do poduszki. Dopiero późnym popołudniem wyszliśmy na spacer z psem i od razu spotkaliśmy sarnę. Dzieci ze szczęściem w oczach prowadziły pięć razy cięższego od siebie psa, a gdy pies już wrócił do domu, pojechaliśmy na działkę. Na działkę rodziców Piotra pełną kwiatów i słodkich owoców. Dzieci (nie tylko one) jadły maliny i groszek prosto z krzaka.

    Wieczorem wszyscy padliśmy. Zanim padliśmy, zjedliśmy domowe pierogi z jagodami, (tutaj-borówkami), które kupiłam od baby w Świętokrzyskiem. Takich pierogów nie ma nigdzie indziej na świecie.

    Wczoraj poszliśmy poszlajać się po Sanoku. 





    Byliśmy na rynku, przy zamku, przy cerkwi, (przy której Klara biegła z góry, aż się wywróciła i rozwaliła sobie nos). Poszliśmy na lody do „Coś słodkiego”, nowego miejsca w Sanoku, przeuroczego i dzieciom przyjaznego.
    Pogoda była średnia, więc czuło się w mieście, że bieszczadzcy turyści zrobili sobie „dzień miastowy” i przyjechali do Sanoka pozwiedzać.
    Gdy wróciliśmy, spotkaliśmy pod blokiem kota (nazywamy go z Dobrochną „Kiełbas”). Klara próbowała się z nim zaprzyjaźnić, mówiła do niego czule, głaskała, kot się łasił, aż ją ugryzł w palec. No kot. Do nocy przeżywała, że kocik ją ugryzł (na palcu miała oczywiście plaster), do tego stopnia, że udzieliło się Feli, która przed zaśnięciem stwierdziła łzawym głosem, że to ją ugryzł kot.

    Późnym popołudniem przeszliśmy się na teren przedszkola, gdzie na trawce próbowała Sanocka Młodzieżowa Orkiestra Dęta Avanti. Pod blokiem, wśród bawiących się na palcu zabaw dzieci, młodzi ludzie ćwiczą granie i układy „chodzone” na kolejne festiwale.







    Ostatnio byli w Świeciu. Prawie wszyscy są zadowoleni z tych dwóch godzin orkiestrowej muzyczki. Prawie, bo w bloku, pod którym ćwiczą, mieszka baba, która przez całą próbę się drze, że jej się nie podoba.
    Zawsze znajdzie się taka baba. Albo dziad.
    Zasiadłam właśnie do pisania bajki i po tym, jak napiszę, zastanowimy się, co będziemy robić dzisiaj. Są wakacje i mamy bardzo wakacyjny rozruch.

    W niedzielę w Mrzygłodzie odbędzie się VI Zjazd Kapel Ludowych w Dolinie Sanu i chyba się tam przejedziemy. Zobaczymy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz