Obserwatorzy

wtorek, 19 lipca 2016

Winnica nad Sanem i ruszamy w drogę

Wczoraj mój blog skończył rok. Bardzo się cieszę, że go mam, że jestem w miarę systematyczna i że właściwie dzięki niemu zaczęłam pisać bajki. I jeśli mogłabym mieć jakieś życzenie, to chciałabym, żebyście zamieszczali tu więcej komentarzy. Żebym miała z Wami kontakt.
Jesteśmy ciągle w Sanoku, ale zaraz ruszamy do Przemyśla. Tym samym zaczynamy nasz tygodniowy powrót do domu ścianą wschodnią.
W niedzielę byliśmy na jarmarku na sanockim rynku, a potem czekaliśmy pod wiatą pod zamkiem, gdzie nasi znajomi, których spotkaliśmy przypadkiem w nocy, oglądali dołujące obrazy Beksińskiego. Mieliśmy iść razem na obiad, ale okazało się, że ani Piotr, ani ja nie założyliśmy Klarze pieluchy, więc się biedna posikała i musieliśmy wrócić do chaty.
Na jarmarku najdłużej zatrzymaliśmy się przy stoisku pana Józefa, który częstował nas winem z własnej winnicy. Nie mógł go niestety sprzedawać na miejscu, więc wczoraj go odwiedziliśmy. Jak będziecie jechać w Bieszczady, to zatrzymajcie się na chwilę w Sanoku i jedźcie na Olchowce, na ulicę Kmicica 5 do pana Józefa po wino.

 Pan Józef i my. Klara śpi w aucie.
 Winnica.
Winne krzaczki.

Nie dość, że to wino jest wyśmienite - polecam muscat i galicję - to jeszcze oprowadza chętnych po winnicy i opowiada ciekawe historie.

Pan Józef opowiada o różnych odmianach winogron, które ma.

A jego żona dała nam ogórki ekologiczne na dalszą podróż.

U pana Józefa kury żyją w symbiozie z lisami, które nie daleko mają swoją norkę, a stary wilczur z sarenką, która odwiedza ich ogród bez stresu.

No więc zaraz ruszamy w tę podróż i mam nadzieję,że w końcu wyjdzie słońce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz