Obserwatorzy

czwartek, 21 lipca 2016

Chatka Puchatka i Tarnica

    Na maxa się cieszę, że zmieniliśmy plany.
    We wtorek wieczorem przybyliśmy do Cisnej, a w środę rano nie mieszkaliśmy już u pani-dusigroszki, dla której aneksem kuchennym był czajnik , za to ulokowaliśmy się „u Darka”, który ma jedną wielką kuchnię dla gości i dla siebie. Wchodzisz i chcesz biesiadować. Super klimat.

    Środa to był pierwszy dzień od długiego czasu bez deszczu i z wielkim słońcem. Dało się to odczuć na szlaku (a jak sądzę na wszystkich szlakach) prowadzącym do Chatki Puchatka. Podejście jest proste: długo idzie się polaną, potem ostro pod górę w lesie, a potem już kawałeczek do Chaty Puchata no trochę pod górę.
    Z pięknymi widokami. 
    Proste, ale po tych deszczach ziemia w lesie nie zdążyła wyschnąć, więc panie w sandałkach i panowie w tenisówkach ostro się ślizgali. No nieważne.

    Nasze dzieci pokonały tę trasę na własnych nogach. Całą drogę mówiły „dzień dobry” turystom, z czego tak z 5 procent znało ten górski zwyczaj. I jeszcze mówiły: jestem duża.
    Szacunek dla nich, serio. Nam niby było lżej, ale oczy musieliśmy mieć dookoła głowy i mocno podtrzymywać je na tych ubłoconych kamlotach i korzeniach, bo jak się okazuje w czasie tych wakacji,  kamienie i kałuże to niewyczerpane źródło zabaw (ulubionych). Więc szliśmy zgięci i skoncentrowani. Na górze było trochę jak w super markecie, ale nic to. Tam jest po prostu ładnie (Klara ciągle mówi: no po prostu szok).

     Pod Chatką.
     Widok na Wetlińską.
     Zejście do Brzegów.

    Po pikniku pod Kubusiem Puchatkiem zeszliśmy do Brzegów Górnych, czyli szlakiem, na którym spotkaliśmy naprawdę garstkę ludzi ( w tym parę młodą podczas ślubnej sesji).
    W Brzegach Piotrek złapał stopa i pojechał po auto na Przełęcz Wyżną, skąd ruszaliśmy na połoninę.

    Wieczorem zrobiliśmy kolację w biesiadnej kuchni, położyliśmy dzieci i gdy zasnęły, poszliśmy do Siekierezady na koncert. Grała tam GypsySka Orquestra z Wenezueli. Ani gypsy, ani ska nie są moimi ulubionymi, ale wenezuelska energia chłopców z zespołu już tak. Więc mimo że trafiliśmy na dwa ostatnie bisy, było ekstra.

    A dziś pojechaliśmy do Wołosatego, by wejść na Tarnicę. Jak zobaczyliśmy sznur aut zaparkowanych wzdłuż jezdni i usłyszeliśmy od pana,że na parkingu nie ma już miejsc, to trochę wymiękliśmy. Zaczęło się kombinowanie, że może przejdziemy się do lasu, albo na jakiś szlak, gdzie nie ma ludzi. Ale była już godz. 13.00 i trzeba było po prostu na tą Tarnicę wejść. Więc weszliśmy.
    Na Tarnicy. 
    Rzadko mam zdjęcia z krzyżem.

    Jakiś czas temu czytałam,że na Tarnicę prowadzą schody. Ludzie pisali petycje, przez Wyborczą przetoczyła się debata na ten temat. Schody są. I są strasznie chujowe. Bo ziemia się ubiła i te belki ją podtrzymujące są teraz tylko przeszkodami, które trzeba pokonać. 

    No więc pokonywaliśmy te belki pod sam szczyt razem z milionem innych. Posiedzieliśmy chwilę na najwyższym szczycie Bieszczadów po stronie polskiej, na którym stoi krzyż, aż się wyludniło i całkiem piękną wycieczkę powrotną rozpoczęliśmy około godz. 16.00 Szerokim Wierchem. Tam już prawie nikogo nie było. Szliśmy tym długim szczytem, potem przez las i po godz. 18.00 byliśmy w Ustrzykach Górnych. 

    Widok z Szerokiego Wiercha.

    Piotrek złapał stopa do Wołosatego po auto, a my zasiadłyśmy w knajpie Pod Caryńską na zupę i jagodowe naleśniki. 
    Okazało się, że o godz. 20.00 gra Orkiestra św. Mikołaja, a w "Legendzie Bieszczad", czyli tuż obok – o godz. 21.00 – GypsySka Orquestra. Przywitałam się z Mikołajem - Bogdanem, bo przecież znamy się z trzeciej edycji Ethniesów, wrócił Piotrek i zostaliśmy na koncercie. Doszli do nas A. z żoną, czyli ziomki, których spotkaliśmy w sobotnią noc w Sanoku i było super.

    Wracając z Ustrzyk widzieliśmy lisa, który gapił się na nas z drogi. I księżyc. Ogromny, żółty księżyc w pełni, który za czarnymi górami i na tle granatowego nieba wyglądał jak z bajki.

    W ogóle mi się nie chce stąd wyjeżdżać. W ogóle. 

2 komentarze:

  1. Nie bede wiecej czytac bo mi sie coraz bardziej chce w Bieszczady :-( W jakim wieku sa dziewczynki? Moj syn w zeszlym roku zostal wniesiony w chuscie na Tarnicr i Chatke Puchatka, ale licze, ze w przyszlym tez wejdzie sam- na polonine, bo Tarnice ze wzgledu na te schody i tlum ludzi odpuscimy :/

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziewczynki mają dwa lata i dwa miesiące. Polecam wejść na Tarnicę od strony Szerokiego Wierchu - nie ma tłumów na szlaku. Albo wejść, jak my, dość późno, to już wszyscy schodzą na obiad. My w spokoju podziwialiśmy widoki. W zeszłym roku też w chustach wchodziliśmy na Wetlińską: http://klaraifela.blogspot.com/2015/08/chata-puchata.html
    Dzieci tak szybko rosną. Cieszmy się, że są jeszcze takie małe :) Pozdrowienia i życzę jak najszybszych wakacji w Bieszczadach!

    OdpowiedzUsuń