Obserwatorzy

sobota, 18 lipca 2015

Coming out

Bo ogólnie to jest tak. Po czternastu miesiącach życia moich dzieci i 34. latach mojego dopadł mnie kryzys. Nie wiem, czy to jest dobre słowo, ale mam tak, że nie mam ochoty pracować i co więcej, nie mam ochoty robić nic. Przytłaczają mnie hasła młodych: "do something", "róbmy rzeczy" i takie właśnie inne związane z wyzwaniami sprawy. I jeszcze do tego jestem ciągle lekko podkurwiona. Nie wiem, czy to wynik zmęczenia, czy podświadomego przeczucia, że na wyciągnięcie reki (mojej) jest życie jak w Madrycie (moje), spokój ducha i spełnienie. Moja przyjaciółka, ostatnio wynajęła mieszkanie dziewczynie, która jest muzyczką i oprócz tego zajmuje się numerologią, czy wpływem liczb na nasze życie, no czymś takim magicznym, co w życiu mnie nie interesowało (no może jak byłam w trzeciej klasie liceum i zerwał ze mną chłopak, to poszłam do wróżki, by potwierdzić, że był nic nie wart. Albo to ja chciałam zerwać i potrzebowałam potwierdzenia, że mam o zrobić, no nieważne).  No i ta dziewczyna, powiedziała mojej przyjaciółce, że ten rok, 2015, jest rokiem zmian. Że w tym roku wszystko się uda. Że jak zmieniać, to w tym roku. A ja naprawdę, naprawdę, naprawdę chciałabym żyć z pisania. No po prostu zawsze tego chciałam. I zawsze jak czytam biografię pisarek/pisarzy, to jaram się tym punktem, że one/oni zaczęły/zaczęli po 30. Na przykład Margaret Atwood, którą kocham. No bo w sumie, co można powiedzieć komuś przed, no trzymajmy się tej umownej granicy, trzydziestką? No niewiele. Chyba, że się jest Dorotą Masłowską, którą szanuję. Bardzo szanuję.
A to jest istotny wątek. Ten wiek. To będzie spory coming out, ale wiem, że nie tylko ja tak miałam. Że jak czytałam wywiady w gazetach typu Pani, Twój Styl czy Zwierciadło (zwykle po terminie, sierpień w październiku, bo od kogoś dostawałam), to zawsze zwracałam uwagę na to, czy ten ktoś, kto odniósł sukces jest ode mnie starszy. I oddychałam z ulgą, jak był. Że mam jeszcze czas. Że jeszcze jest czas. Na coś spektakularnego, co zrobię ja. I tak z coraz bardziej ściśniętym sercem czytałam te wywiady. Bo coraz więcej przepytywanych było moimi rówieśnikami, albo, co gorsza, byli ode mnie młodsi! Aż przestałam je czytać. Aż uznałam, że właściwie w dupie mam, co ci ludzie sukcesu mogą mi powiedzieć. Że nie obchodzi mnie, jak aktorka wychowuje dziecko, aktor odnalazł osiemnastą miłość życia. Nie, no dobra, w ogóle przestałam czytać te gazety.
Ale teraz już nie tylko z tych gazet wołają do mnie: "do something!", "róbmy rzeczy!". Teraz ja to słyszę zewsząd. No i zaczęłam pisać tego bloga. O bliźniaczkach. Następny post będzie więc o bliźniaczkach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz