Z Felką w szpitalu siedzi od wczorajszego wieczora Piotr, a ja zabawiam od godz. 8 rano trzy dziewczynki. Klarę, Zuzię i Dobrochnę. Klara ma 14 miesięcy (to ta zapomniana córka, bliźniaczka Feli, królowej oddziału kardiologii i w ogóle królowej naszego życia od niedzieli przez zdarzenie z sopockiej knajpy), właśnie zaczęła drzemkę, Zuzia - moja prawie sześcioletnia bratanica i Dobrochna, córka Piotra z pierwszego związku. Wspomniałam o niej, w pierwszym wpisie. I dodałam, że rodzina patchworkowa jest dla mnie trudna. O tym za chwilę. Bo zastanawiam się, na ile w (na) blogu można pozwolić sobie na otwarcie. Tzn., na ile ja się chcę otworzyć z opowiadaniem własnych historii. I nie tylko własnych, bo przecież nie piszę tylko o sobie. Blog musi być szczery, to na pewno, bo inaczej nikt go nie będzie czytał. A dobra, nieważne. Ok, więc patchwork jest trudny. Dobrochna ma 9 lat i jest dorosła. Ona już nawet nie jest nastolatką. Chce być traktowana, jak dorosła. Uczestniczy w każdej naszej rozmowie, podważa decyzje, non stop dyskutuje. Czasem żałuję, że pozwoliłam jej mówić sobie "na Ty" na początku mojego związku z Piotrem, ale wiecie, jak to jest. Chce się być taką fajną, super cool no i żeby przede wszystkim to dziecko cię zaakceptowało i polubiło. No więc, wydaje mi się, że przez to mówienie sobie po imieniu i początkowa relacja koleżeńska z dzieckiem byłego partnera utrudnia mu później (temu dziecku) traktowanie tego nowego opiekuna (opiekunki) jako swego opiekuna właśnie. Dziecko ma trochę chaos, że jak nagle ta starsza kumpela może zakazać mu oglądania telewizji, czy zjedzenia słodycza (takie banalne przykłady, dla zobrazowania). Druga rzecz, która wkurwia (mnie wkurwiała na maksa), to jak ludzie mówią temu dziecku przy Tobie, że jego nowe siostrzyczki, są do niego podobne. No tu już mnie chuj strzelał, bo jak moje dzieci z Piotrem mają być podobne do Dobrochny, skoro ona jest identyko, jak matka?
Tu już mi się te światy mieszały za bardzo, o jezus. Chyba że pani w piekarni mówiła, jak byłyśmy tam z Dobrą na zakupach, że ona jest podobna do mnie. Tu mi grało. To chyba za tę przeszłość wspólną tej kobiety z Twoim obecnym chłopakiem chce się ją trochę ukarać. Taka trochę zazdrość wstecz. Może jakaś bratnia patchworkowa matka, czyli bardziej siostrzana, napisze coś w tym temacie w komentarzu, bo na razie z tymi komentarzami to jest licho. Ej, weźcie je piszcie. No i jeszcze moja lekka zazdrość o to dziecko. W sensie zazdrość o uwagę i cierpliwość, którą on (ojciec dzieciom) ma dla dziewięciolatki, a której brakuje mu czasem dla tych naszych maleńkich bliźniaczek. No bywa gorąco. O niego czasem też bywam zazdrosna, jako ja. Dobrochna jest u nas dwa razy do roku. W ferie i w wakacje, bo mieszka na maksa daleko. Czasem myślę, że to lepiej, a czasem, że gorzej, bo może jak by była na co dzień, to nie było by to takie święto i wszyscy zachowywaliby się normalniej. Poza tym, co najważniejsze w tym wszystkim (tak czuję), to wszystkie trzy - Dobra, Klara i Fela - bardzo się kochają, lubią bawić, a starsza siostra ma dla nich dużo cierpliwości i lubi się nimi zajmować. No są miłe momenty. I jak jest ten czas, że Dobrej nie ma z nami, to za nią serio tęsknię. Bo to mądre i kochane dziecko jest. No właśnie. Gdy zachowuje się jak dziecko.
Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.
OdpowiedzUsuńTwój wkurw na Dobrochnę rozumiem całą sobą i jeszcze podskórnie. Przez blisko dekadę się wkurzałam i wcale mi nie przeszło. Po prostu dałam sobie spokój w zrozumieniu swoich uczuć i wytłumaczeniu ich komukolwiek. Irytowało mnie to, że każda wizyta była świętem i wakacjami i obsypywanie prezentami i niezauważanie rosnących problemów oraz niedopuszczanie mnie do głosu i wydawania opinii. Tak było u mnie - mam nadzieję, że u Ciebie jest i będzie lepiej. Ja nie dałam rady.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz. To nie jest wkurw bezpośrednio na Dobrochnę (choć czasem, wiadomo), ale na to, co się dzieje na linii ona - ja - Piotr. Jeśli jest Ci dobrze z tym,że odpuściłaś, to dobrze - liczy się Twój spokój. Ale jeśli nie, to powalcz o siebie. Ja walczę. I myślę, że nie odpuszczę, bo to wszystkim na dobre tylko może wyjść. Rozpieszczane dziecko, które może rozstawiać wszystkich po kątach, poprawia każdego - i starego i małego - wyrasta na roszczeniowca, a takim nie jest przyjemnie w życiu. I z takim kimś nie jest przyjemnie. Pozdrawiam!
UsuńRozumiem Cięw 100%. Tylko u nas są dwie córki męża 8 i 10letnia i nasza wspolna 4,5miesieczna. I te starsze zachowuje się identycznie jak Dobrochna tylko że jego dziewczynki są u nas co drugi tydzień bo mąż i jego była żona mają ustaloną opiekę naprzemienną.Też żałuję że na początku traktowałam dziewczynki po koleżeńsku jak starsza przyjaciółka. W efekcie wszyscy oczekują że będę miła uprzejma ciepła i opiekuńcza,troskliwa ale że nie będę stawiała dziewczynkom wymagań. No bo przecież nie jestem ich rodzicem. Dziewczynki są rozpieszczalnia traktowany mega ulgowo zwłaszcza przez teściową która cały czas mówi jak to one są poszkodowane przez rozwód tylko że rozwód był 5 lat temu. Czasami Jak dziewczynki są u nas albo jedziemy wspólnie na wakacje czuję się tak jakby nasza wspólna córka była tylko i wyłącznie moim dzieckiem Uwaga męża jest większości skupiona na jego córkach Do naszej maleńkiej,też mam wrażenie, brakuje mu czasem cierpliwości. Na dodatek była zona męża prawie codziennie do niego albo dzwoni a już codziennie na pewno po kilka razy sms-u je w sprawie córek. A mieszka raptem 10 minut od nas, a dziewczynki mają telefony. Czasami mam wrażenie jakby z nami mieszkała. Trudne to wszystko. Wiem że to zabrzmi strasznie ale wolałabym żeby były one równie rzadko jak Dobrochna u Ciebie. to faktycznie chyba po części kwestia zazdrości o przeszłość męża i chęć posiadania rodziny na wyłączność a w patchworku o to trudno. Jakoś mi lżej jak się tu wygadałam. Dobrze wiedzieć że nie tylko ja tak czuję jak czuję.
OdpowiedzUsuńJest nas sporo. Ja nie dałam rady. Rozstaliśmy się. Wyprowadziłam się tydzień temu razem z moimi córkami. Na razie nie wiem, czy to lepiej, czy gorzej, ale tak dłużej nie mogłam. Bardzo Ci kibicuję i wspieram. Jest nas więcej.
UsuńOjejku, weszłam na Twojego bloga przypadkiem... Ponieważ u mnie w domu wisi widmo rozwodu, mamy 3 letnią córeczkę. Rodzina patchworkowa możliwe że czeka kiedyś i mnie... Ciągle żadne kroki nie podjęte, ale chyba z mężem zupełnie się wypaliliśmy i żadne z nas już nie chce walczyć dłużej... Żyjemy obok siebie od półtora roku. Czasem myślę, że on nigdy nie rozumiał mnie jako osoby i nie był psychicznym wsparciem. Po co ja za niego wyszłam...? No ale wyszłam, teraz ciągle płaczę, że rozbiję rodzinę, że to moja wina.
OdpowiedzUsuńJestem w szoku, po przeczytaniu Twojego ostatniego komentarza, sprzed prawie 2 miesięcy. Jak jest teraz? Naprawdę się rozstaliście?
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńWspółczuję dzieciom. Myślę, że ludzie wkrótce zapłacą poranieniem ogólnie społecznym za te rozpady i próby tworzenia protez nowych rodzin ... nierodzin.
OdpowiedzUsuńOsobiście przeżywam i ja, i syn próbę wtłoczenia go na siłę w nowy związek ojca.
Że niby tak super.
Tak super, że odbywamy terapię rodzinną.
Do komentarza z 8 listopada 2017 10:59
OdpowiedzUsuńNie chce sie wymadrzac i stawiac diagnoz i tez nie chcialabym aby to tak zostalo odebrane, ale jak czytam te historie to mam wrazenie, ze Dobrochna Pania regresuje do jakichs osobistych nieprzepracowanych kwestii. I dodatkowo "sciaga" Pania do swojego poziomu - w sensie Pani w relacji z Dobrochna nie wydaje sie byc mocno osadzona w roli osoby doroslej/dojrzalej. To jest to co tutaj widze, czytajac te historie. Ja wlasnie zdecydowalam sie poznac blizej osobe, ktora ma juz dwie kilkunastoletnie corki. Zobacze co tutaj sie bedzie dzialo. Mam tez juz swoje przemyslenia na ten temat, niemniej ich tacie chetnie dam szanse.
Dziękuję za ten komentarz. To było 6 lat. temu. Jak to czytam, widzę, to, o czym Pani mówi. To już jest historia. Trzymam kciuki za powodzenie Pani w nowej relacji. Wszystkiego dobrego!
Usuń