Obserwatorzy

czwartek, 30 lipca 2015

No i wróciliśmy

Piotr przyjechał po nas wczoraj na tyle późno, że uznaliśmy, że przedłużamy warszawski pobyt o jeden dzień. No i wspaniale, bo skoro wrócił ojciec, to matka ma wychodne. Poszłyśmy z Olgą na koncert Shofar do Kulturalnej. Zobaczyłam dorosłych ludzi, posłuchałam świetnej muzyki, pogadałam z Olgą, napiłam się wina. Byłam zadowolona. 
Rano skoczyliśmy jeszcze na spacer po Starówce i spotkać się z kolegą. Poszliśmy na wczesny obiad do mega oldskulowego baru „Pod barbakanem”, gdzie obsługiwała pani w stylonowym fartuchu, dizajn pamiętał modę na Twiggi, a smak potraw był proporcjonalny do swojej ceny. Wszystko było posłodzone (nawet ogórkowa) i zabielone śmietaną. Ale miło, że takie miejsca, w których rosną w doniczkach kwiaty, które spotkać można już wyłącznie na parapecie u babci, funkcjonują. Poszliśmy jeszcze na kawę do Tarabuka, gdzie, przy okazji, kupiłam dwie książki. Jedna dla dzieci o chorych zębach a dla siebie dwa opowiadania Jane Bowles. Najbardziej lubię kupować na pamiątkę książki. Potem jak na nie zerkam (wcześniej je czytam, albo później, bo „Co nam zostało” Shalev kupiłam w Sanoku w zeszłe wakacje, a przeczytałam w te), to mi się przypomina, skąd je mam. No i wróciliśmy do domu. Dzieci padły, pralka włączona, jutro jedziemy na Kaszuby.


P.S. Jak mi ktoś powie, że kilkudniowy odpoczynek od siebie, jak się jest w związku, to nie jest dobry pomysł, to się nie zgodzę. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz