Obserwatorzy

niedziela, 19 lipca 2015

Gdy dziecko zanosi się płaczem

To miał być zupełnie inny wpis. Wesoły i zabawny. O tym jak wczoraj wyszliśmy z domu wyrzucić śmieci o godz. 23.00 i zostawiliśmy dzieci bez opieki na 5 minut (śmietnik jest dwa bloki dalej) i, że to było cudowne pięć minut wolności. Będzie jednak o tym, że tej wolności już w cholerę nie ma. Że jest za to ogromna miłość, ale i największa w życiu odpowiedzialność. I lęk. O dzieci. Ich zdrowie i życie.
Felka urodziła się druga. Miała mniej punktów i pierwszą dobę spędziła w inkubatorze, bo nie mogła złapać oddechu i była sina. Dwa razy przez Felkę stanęło mi serce i myślałam, że już jej nie odzyskam. Pierwszy raz był jeszcze w szpitalu, gdy przez żółtaczkę nie miała siły jeść i w końcu zaczęła nam się przelewać przez ręce. Wówczas ukochana położna wzięła Felę w swoje ramiona i przez trzy nocne godziny próbowała na różne sposoby ją nakarmić. Pozwoliła mi odpocząć. Mimo że się bardzo broniłam, organizm był mądrzejszy i padłam, wiedząc, że Fela jest w najlepszych rękach, jakich mogła wtedy być. Była jeszcze Klara, która pełna empatii od urodzenia, akurat wtedy też spała bez przerwy na karmienie. Jakoś to się tak układa, że daje się to wszystko przetrwać. Trochę nie ma się wyjścia, trochę ma się szczęścia i nawet się nie obrócisz, a okazuje się, że jesteś super ogarniętą matką. W końcu Fela się napiła. O godz. 5 rano wysłałam smsa do Piotra, że hura, że Fela wypiła 13 mililitrów mleka. To było wtedy bardzo dużo.
Drugi raz był dzisiaj. Pojechaliśmy do Sopotu. Tam spotkaliśmy się z Piotra koleżanką, która spędziła z nami dzień. Leżakowaliśmy na plaży, a potem poszliśmy do hinduskiej knajpki Tandoori Love na obiad. Tam Felka była bardzo niespokojna. Nie chciała siedzieć w tym plastikowym siodle do karmienia dzieci, wędrowała po podłodze i piszczała (Fela zawsze robi przypał w restauracji). W końcu dałam ją w ramiona Piotra. Felka zaczęła ryczeć. Na maksa, jak to Felka, do sinych rąk i fioletowych ust. Fela się zanosi, ryczy tak, że przestaje oddychać i łapie powietrze w ostatniej chwili. Dziś nie złapała. Fela zrobiła się sina i zemdlała. Ocknęła się na moment i straciła przytomność po raz drugi. Na pomoc rzucili się wszyscy goście z restauracji. Jakaś kobieta wyjęła Felę z rąk Piotra i kilkakrotnie ostro uderzyła ją w plecy. Fela zaczęła płakać. Jakiś mężczyzna podał mi telefon, bym opowiedziała pani z dyspozytorni, co się stało. Nie byłam w stanie mówić.
Pojechaliśmy do szpitala. Lekarz chciał, byśmy zostali na oddziale, by Felę zbadał neurolog. Dodał, że neurologa nie ma w tym szpitalu i może przyjdzie z innego szpitala w środku tygodnia. Jutro wracamy do Bydgoszczy. Doktor dał nam radę, by w takiej sytuacji, gdy Fela się zapowietrzy, dmuchać jej w okolicę nosa. Gdy poszedł, pani z ratownictwa opowiedziała nam, że ma w rodzinie taką Kasię, która miała dokładnie tak samo, jak Fela - ryczała do omdlenia. Mama Kasi wpadała w panikę, a babcia Kasi dawała jej ostrego klapsa w tyłek. I pani ratowniczka nam też to poleca.

Wszystko skończyło się dziś dobrze. Fela odzyskała oddech, naród okazał się pomocny, lekarze życzliwi.
Tylko u mnie jakoś niedobrze. Gdy pisze tego posta, już dwa razy już poszłam sprawdzić, czy Fela oddycha. Ta odpowiedzialność, która wiadomo, że jest cały czas, daje czasem bolesny dowód swojego istnienia. Przestajesz oddychać razem ze swoim dzieckiem i chuj, jesteś bezsilna. Czaszka mi pęka, idę spać. Felka też już śpi i spokojnie oddycha.

P.S. Gdzie w Bydgoszczy można zrobić kurs pierwszej pomocy niemowlakowi?

7 komentarzy:

  1. Nim znajdziesz jakiś kurs w Bydzi, zapoznaj się w filmikami z tej serii: https://www.youtube.com/watch?v=ga88I5kjwzU.
    Brałam kiedyś udział w warsztatach prowadzonych przez tego właśnie ratownika. Bezdech i to dmuchnięcie zapamiętałam. Lepiej wiedzieć, ale najlepiej: być zmuszonym z tej wiedzy korzystać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za link. Najbardziej to bym jednak chciała, nie być zmuszoną z tej wiedzy korzystać.

      Usuń
    2. Łomatysiu! Gdzie mi się to "nie" podziało! Tak właśnie zamierzałam napisać!

      Usuń
    3. No tak właśnie myslałam, kiss.

      Usuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dmuchanie w dziurki od nosa pomaga. Mama wspomina taka alarmowa sytuacje z mojego życia. Pomogło i więcej się nie powtórzyło. Podmuchajcie sobie z Piotrem wzajemnie (poważnie). Nie sposób nie zachłysnąć się powietrzem. Kciuk dla Was !*

    OdpowiedzUsuń