Obserwatorzy

środa, 29 lipca 2015

Warszawska codzienność (przez trzy dni)

Zasnęły. Zdążyłam wziąć prysznic, pomalować się, ubrać, nastawiłam kawę (pierwszą dzisiaj, zwykle jestem o tej porze już po dwóch, ale słabych). Myślałam, żeby przygotować jakieś rzeczy na obiad, ale nie. Zrobię to później. Teraz, serio, chwila dla siebie. Żeby nie było, że w tej Warszawie, to ja tylko chodzę, jak Zombie i rozkminiam, to napiszę słów kilka na temat atrakcji. Podstawową atrakcją jest dla mnie samodzielne macierzyństwo od niedzielnego przedpołudnia, do dzisiejszego wczesnego wieczora (ma przyjechać po nas ojciec dzieciom). Cztery dni sam na sam (sama na same) z moimi córkami. Oczywiście nie literalnie, bo co jakiś czas ktoś nas odwiedza, gdzieś nas zabiera, wracają domownicy, idziemy do Kolonii. O tym zaraz. Bywało już, że spędzałam z dziećmi dzień. Raz weekend. Ale nigdy nie byłam z nimi na wakacjach. Pierwsza rzecz, którą muszę wprowadzić po powrocie w życie, to jazda samochodem. Mam prawko, ale co z tego, jak nigdy nie prowadziłam, bo czuję przed tym paniczny lęk? Chyba jednak go pokonam, dla cudownej niezależności. Zwłaszcza, że mam auto, nawet tu, ale stoi na Bielanach pod domem przyjaciółki, bo tu jest płatny parking. Potrafiąc jeździć, mogłabym tu zrobić znacznie więcej, ale to oczywiste, więc koniec tematu.
Siedząc z dziećmi, czyli właściwie wcale nie siedząc, cały dzień, naprawdę skraca Ci się horyzont do kupy, zupy i innych mających na celu niedoprowadzenie dzieci do płaczu i podtrzymanie ich dobrych humorów spraw. Z tego miejsca dziękuję Zbigniewowi Wodeckiemu i Miczom za wydanie płyty z dvd, gdyż moje dzieci wysłuchują materiału do końca, tańczą przy ekranie (niezdrowo, wiem, lecz trudno), Fela klaszcze przy brawach, a Klara gra na instrumentach.
Wracajac do niezależnosci. Mieszkam w centrum tutaj, wiec przecież mogę iść na spacer. Zwłaszcza, że mam wózek schowany w piwnicy. Ale nie, nie mogę, gdyż po rozłożeniu go, nie da się nim wyjechać z klatki, a ja sama z dziećmi go nie rozłożę na zewnątrz, bo to za długo trwa, no i tak. Mam dwa nosidła. Dzięki temu udało nam się kilka razy wyrwać do Kolonii, miejsca przyjaznego dzieciom i starym, bezpretensjonalnego, z dobrym jedzeniem. A raz nawet niosłam obie naraz, bo moja przyjaciółka nie może dzwigać.
Wracając do tej zawężonej perspektywy, gdy jesteś z dzieckiem w domu. Otóż odkąd urodziłam dzieci, wiadomo, że trochę się zmieniło, bo one są. Ale dziwiły mnie ciągłe pytania ze strony koleżanek-matek: kiedy Ty znajdujesz czas na czytanie, jezu, że Ci się chce tak ciągle gdzieś jeździć, że masz czas iść do teatru. I takie inne w tym stylu. I pomyślałam sobie, a co nagle miało mi się stać? Straciłam mózg? Znienawidziłam te wszystkie rzeczy? No mam wybór, jak każdy, mogę się walnąć przed tefałenem (też to robię, ale nie latem, bo latem są same powtórki), a mogę się walnąć z książką. To tak a propos wątpliwości mojej koleżanki Helgi, która obawia się pieluszkowego zapalenia mózgu. Otóż Helga gwarantuję Ci, że Ty go nie dostaniesz. Do tego trzeba mieć predyspozycje. No, więc gdybym umiała jeździć lub miała możliwość skorzystania z wózka, to byłoby mi tu łatwiej. A tak to czekam w chacie na człowieka, by się do niego odezwać lub iść na spacer (bo weźmie drugie dziecko w nosidło). 
No ale byłyśmy na Bielanach, na kolacji u małej Łucji, która głaskała czule Felę i chodziła z Klarą za rękę, byłyśmy na Mokotowie u Magdy, u której dzieci zjadły lody mango i poszły spać (a potem w nocy Fela dała ognia i zasnęła dopiero o godz. 23), w wymienionej już Kolonii. Potrzebowałam takiego wyciszenia (choć jak obie się drą przed kąpielą, że chcą już mleko, albo jedzą widelcem obiad same i chlapią dokoła, a jak chcę im zabrać sztućce, to się wnerwają i piszczą, to wtedy mnie krew zalewa. Ale przez ostatnie dni zdarzyło im się to ze dwa razy). Są najkochańsze. A Klarze wyszły dwa trzonowce.
Dziś wracamy. 
Sory za chaos z tym wpisie, ale chcę zdążyć jeszcze zapalić fajkę, zanim sie obudzą.

2 komentarze:

  1. No to mnie uspokoiłaś, dzięki, Doma! ;) Nadto nie mam tefałenu ani żadnego innego kanału tv, więc chyba naprawdę jestem uratowana ;) H.

    OdpowiedzUsuń
  2. Doma, ty nie pal!!! Sparz sobie melisę ;)

    OdpowiedzUsuń