Obserwatorzy

wtorek, 21 lipca 2015

Pomidory przez cały rok

Wróciłam z biegania. 5 kilometrów. Wakacje to wakacje. Zwalnia moja głowa i zwalniają moje nogi. Najlepiej uprawia mi się sport zimą. Uwielbiam w mrozie biegać i chodzić na basen. Wakacje w ogóle są dziwne. Zawsze powtarzałam, że lato jest dla dresiarzy. Że nic się wtedy nie dzieje, sezon ogórkowy, martwe miasto. Nie mogłam się doczekać powrotu jesieni, bo jesienią zwykle zaczynała się szkoła, a knajpach zaczynało się picie. Wiadomo o co chodzi. Teraz już tak nie jest. Podczas naszego pobytu w Trójmieście trwały co najmniej trzy festiwale, codziennie mogliśmy iść na koncert, do teatru, na warsztaty. Nie poszliśmy nigdzie, bo mnie przesyt przytłacza. Jak się tyle dzieje, to ja nie idę nigdzie. Jezu, teraz naprawdę na nic się już nie czeka, bo wszystko ma się zawsze pod ręką, nawet pomidory je się cały rok i sałatę, a kiedyś zimą po prostu ich nie było. A nie, na słonecznik się czeka ( ja czekam), on jest od lipca do września, uf.
Jutro idę z Felą do szpitala. Musi ją zbadać neurolog. Odwlekam to pójście z dwóch powodów. Właściwie z trzech. Po pierwsze wiem, jak Fela reaguje na lekarzy. Ona się będzie zanosić do siności za każdym razem, gdy podejdzie do nas ktoś w kitlu. Po drugie, intuicja podpowiada mi, że to niewykształcony układ oddechowy, przypadłość typowa dla wcześniaków i trzeba poczekać, aż on dojrzeje. Trzeci powód to strach, że to jednak nie to. Że jest coś strasznego, co Fela ma i dlatego mimo strachu do tego szpitala pójdę. Żal mi Klary, bo teraz głównie skupiamy się na tym, żeby tylko Fela się nie rozpłakała. Ale jakaś moja koleżanka powiedziała mi, jak się martwiłam, w którymś miesiącu życia moich dzieci, że więcej przytulam Klarę, że dzieci biorą od nas tyle, ile potrzebują.

Mądre te dzieci. Idę pakować nas na jutro.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz