Obserwatorzy

wtorek, 28 lipca 2015

Warszawa

Jestem w Warszawie od soboty. Przyjechaliśmy na koncert Wodeckiego i na niego nie poszliśmy. Kolacja się przedłużyła, a potem był czas kąpieli dzieci. A potem poważne rozmowy z moimi przyjaciółkami. W niedzielę Piotr pojechał do Sanoka ze swoją córką. Ja i dzieci krążymy między Mokotowem i Ochotą. Stacjonujemy przy Filtrach u ukochanych ludzi. Co jakiś czas czuję spokój. Przez głowę przelatuje mi tysiąc myśli, ciągle tych samych. Przestałąm odbierać telefony. W jednym z postów pisałam o kryzysie. O tak. Jest kryzys. Poważniejszy, niż mi się wtedy wydawało. Wiele słyszałam na temat trudnych momentów, wynikających ze zmęczenia powodowanego opieką nad dziećmi i tym całym życiowym kołowrotem. Że ludzie wykonują swoją robotę, przebąkują o potrzebach, zmęczeniu, po czym dochodzą do ściany i do wniosku, że nie wiedzą, gdzie się podział ten człowiek, w którym się kiedyś zakochali, co się stało z nimi samymi? Mijają minuty, godziny. Rozmawiam, jem, opiekuję się dziećmi. Przed oczami mam ciemność.

6 komentarzy:

  1. Nie wiem jeszcze, jak to jest, staram się nie mieć oczekiwań i projekcji, ale pożyjemy, zobaczymy. Póki co powiem tylko tyle - i tak jesteś super, dużo robisz ciekawych rzeczy, wciąż używasz szarych komórek do analizy czynności bardziej skomplikowanych niż zmywanie i podcieranie tyłka, więc, jak mawiała moja koleżanka, cycki w górę i bądź dumna z siebie (bo wciąż jesteś SOBĄ). Pozdrawiam znad rozmaitych lektur, które nadganiam, póki mogę ;) Helga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rodzicielstwo obnaża wszystkie wady i niedociągnięcia nas samych i związku. Jest bezwzględnie. Kryzysy ludzie przechodzili od zawsze i zawsze przechodzić je będą. Albo nie. Jak już są dzieci, to trudniej walnąć wszystko, otrzepać się i odejść. Próbować trzeba - i to jest nauka, którą dostałam od mądrzejszej od siebie. Dzięki Helga za miłe słowa. Póki co, czuję, jakby mi wypadło kilka klepek.

      Usuń
  2. Ja mam wiele mentalnych niedociągnięć, które wyłażą na wierzch już w ciąży, oto bowiem wpadam w rozpacz, że od siedmiu miesięcy nie jestem panią swego ciała i nie robię tego, na co mam ochotę. Skutkuje to czasem grubym rykiem, ale zwalam na hormony ;)
    Jestem niezmiernie ciekawa, jak to będzie. Liczę, że lata praktyki medytacyjnej uchronią nas od pozarzynania siebie i dziecka ;)
    Liczę też, że nie dostanę pieluchowego zapalenia mózgu, i że nie zerwą ze mną stosunków towarzyskich moje niedzieciate przyjaciółki i koleżanki, bo się nagle okaże, że kupka czy ząbkowanie są najciekawszymi tematami do rozmów, jakie tylko można wymyślić ;) Generalnie - dużo niewiadomych, dużo ambicji, dużo do zweryfikowania, mimo iż, jak pisałam, staram się za dużo nie planować i nie oczekiwać :) H.

    OdpowiedzUsuń
  3. PS. Może się nie znam, ale wydaje mi się, że wychowywanie dzieci, praca, podróże, życie towarzyskie i miłosne - że wszystko to, jako combo, powodować powinno u Ciebie, prócz zmęczenia i frustracji, również samozadowolenie, bo jednak, podejrzewam, nie tak łatwo jest być super aktywnym i ogarniętym w takiej sytuacji, niektóre kobiety z domu nie wychodzą latami przy takim zestawie, i nie mówię tylko o powrocie do pracy, ale w ogóle o życiu poza czterema ścianami domostwa i Biedronki :) H.

    OdpowiedzUsuń
  4. Doma..... To minie...... Bo po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój..... Wszystko wymaga cierpliwości..... Pozdrawiam :) Ania

    OdpowiedzUsuń
  5. Doma..... To minie...... Bo po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój..... Wszystko wymaga cierpliwości..... Pozdrawiam :) Ania

    OdpowiedzUsuń