Na
maxa się cieszę, że zmieniliśmy plany.
We wtorek wieczorem
przybyliśmy do Cisnej, a w środę rano nie mieszkaliśmy już u
pani-dusigroszki, dla której aneksem kuchennym był czajnik , za to
ulokowaliśmy się „u Darka”, który ma jedną wielką kuchnię
dla gości i dla siebie. Wchodzisz i chcesz biesiadować. Super
klimat.
Środa
to był pierwszy dzień od długiego czasu bez deszczu i z wielkim
słońcem. Dało się to odczuć na szlaku (a jak sądzę na
wszystkich szlakach) prowadzącym do Chatki Puchatka. Podejście
jest proste: długo idzie się polaną, potem ostro pod górę w
lesie, a potem już kawałeczek do Chaty Puchata no trochę pod
górę.
Z pięknymi widokami.
Proste, ale po tych deszczach ziemia w
lesie nie zdążyła wyschnąć, więc panie w sandałkach i
panowie w tenisówkach ostro się ślizgali. No nieważne.
Nasze
dzieci pokonały tę trasę na własnych nogach. Całą drogę
mówiły „dzień dobry” turystom, z czego tak z 5 procent znało
ten górski zwyczaj. I jeszcze mówiły: jestem duża.
Szacunek
dla nich, serio. Nam niby było lżej, ale oczy musieliśmy mieć
dookoła głowy i mocno podtrzymywać je na tych ubłoconych
kamlotach i korzeniach, bo jak się okazuje w czasie tych wakacji, kamienie i kałuże to niewyczerpane źródło zabaw (ulubionych).
Więc szliśmy zgięci i skoncentrowani. Na górze było trochę jak
w super markecie, ale nic to. Tam jest po prostu ładnie (Klara
ciągle mówi: no po prostu szok).
Po pikniku pod Kubusiem Puchatkiem zeszliśmy do Brzegów Górnych, czyli szlakiem, na którym spotkaliśmy naprawdę garstkę ludzi ( w tym parę młodą podczas ślubnej sesji).
W
Brzegach Piotrek złapał stopa i pojechał po auto na Przełęcz
Wyżną, skąd ruszaliśmy na połoninę.
Wieczorem
zrobiliśmy kolację w biesiadnej kuchni, położyliśmy dzieci i
gdy zasnęły, poszliśmy do Siekierezady na koncert. Grała tam
GypsySka Orquestra z Wenezueli. Ani gypsy, ani ska nie są moimi
ulubionymi, ale wenezuelska energia chłopców z zespołu już tak.
Więc mimo że trafiliśmy na dwa ostatnie bisy, było ekstra.
A
dziś pojechaliśmy do Wołosatego, by wejść na Tarnicę. Jak
zobaczyliśmy sznur aut zaparkowanych wzdłuż jezdni i usłyszeliśmy
od pana,że na parkingu nie ma już miejsc, to trochę wymiękliśmy.
Zaczęło się kombinowanie, że może przejdziemy się do lasu, albo
na jakiś szlak, gdzie nie ma ludzi. Ale była już godz. 13.00 i
trzeba było po prostu na tą Tarnicę wejść. Więc weszliśmy.
Jakiś
czas temu czytałam,że na Tarnicę prowadzą schody. Ludzie pisali
petycje, przez Wyborczą przetoczyła się debata na ten temat.
Schody są. I są strasznie chujowe. Bo ziemia się ubiła i te
belki ją podtrzymujące są teraz tylko przeszkodami, które trzeba
pokonać.
No więc pokonywaliśmy te belki pod sam szczyt razem z
milionem innych. Posiedzieliśmy chwilę na najwyższym szczycie
Bieszczadów po stronie polskiej, na którym stoi krzyż, aż się
wyludniło i całkiem piękną wycieczkę powrotną rozpoczęliśmy
około godz. 16.00 Szerokim Wierchem. Tam już prawie nikogo nie było.
Szliśmy tym długim szczytem, potem przez las i po godz. 18.00
byliśmy w Ustrzykach Górnych.
Piotrek złapał stopa do Wołosatego
po auto, a my zasiadłyśmy w knajpie Pod Caryńską na zupę i
jagodowe naleśniki.
Okazało się, że o godz. 20.00 gra
Orkiestra św. Mikołaja, a w "Legendzie Bieszczad", czyli tuż obok – o godz. 21.00 –
GypsySka Orquestra. Przywitałam się z Mikołajem - Bogdanem, bo przecież znamy się z trzeciej edycji Ethniesów, wrócił Piotrek i zostaliśmy na
koncercie. Doszli do nas A. z żoną, czyli ziomki, których
spotkaliśmy w sobotnią noc w Sanoku i było super.
Wracając
z Ustrzyk widzieliśmy lisa, który gapił się na nas z drogi. I księżyc. Ogromny, żółty księżyc w pełni, który za czarnymi górami i na tle granatowego nieba wyglądał jak z bajki.
W
ogóle mi się nie chce stąd wyjeżdżać. W ogóle.
Nie bede wiecej czytac bo mi sie coraz bardziej chce w Bieszczady :-( W jakim wieku sa dziewczynki? Moj syn w zeszlym roku zostal wniesiony w chuscie na Tarnicr i Chatke Puchatka, ale licze, ze w przyszlym tez wejdzie sam- na polonine, bo Tarnice ze wzgledu na te schody i tlum ludzi odpuscimy :/
OdpowiedzUsuńDziewczynki mają dwa lata i dwa miesiące. Polecam wejść na Tarnicę od strony Szerokiego Wierchu - nie ma tłumów na szlaku. Albo wejść, jak my, dość późno, to już wszyscy schodzą na obiad. My w spokoju podziwialiśmy widoki. W zeszłym roku też w chustach wchodziliśmy na Wetlińską: http://klaraifela.blogspot.com/2015/08/chata-puchata.html
OdpowiedzUsuńDzieci tak szybko rosną. Cieszmy się, że są jeszcze takie małe :) Pozdrowienia i życzę jak najszybszych wakacji w Bieszczadach!