Śpią. Jak przychodzę do domu, to jem obiad (staram się), a potem biorę Kiełby na spacer. I to wygląda tak. Najpierw kładę je na łóżku i sprawdzam stan pieluch. Przebieram Felę, w tym czasie Klara z gołym tyłkiem rzuca się na główkę i wije jak wąż. Próbuję ją złapać, wywija się, kopie, na szczęście nie wrzeszczy, tylko się śmieje. Fela w tym czasie stoi przy parapecie i zrzuca z niego wszystko, co tam jest. Zdejmuję Felę, podejmuję ostateczną próbę założenia pieluchy Klarze i po sukcesie zakładam jej buty. Potem Feli. Potem szukam misiów i smoczków, przygotowuję torebkę, wyjmuję klucze, wkładam Felę w nosidło, Klarę biorę pod pachę i w sekundę wychodzę, zamykam drzwi i lecę na dół. Stawiam obie na ziemi, ustawiam ich wielki wózek, wkładam je - sztywne i wrzeszczące, jeszcze nie zapinam, otwieram dwie pary drzwi, zdejmuje jedno koło (bo inaczej nie przejadę), wyjeżdżam na zewnątrz, zakładam koło (one się ciągle drą), siłą zapinam im szelki w fotelikach i ... jadę. Głęboko oddycham, ocieram pot z czoła i cieszę się, że to jest już za mną. Jestem pewna, że tracę przy tym dwadzieścia tysięcy kalorii (i to jest plus). Jak wracam ze spaceru, to wszystko jest tak samo, ale odwrotnie.
Dziś przed wyjściem na spacer przyjechał do mnie kurier i przywiózł mi paczkę. Powiedział, że paczka jest za pobraniem, ja nie miałam gotówki, więc odjechał, zostawiając adres, gdzie mam się po paczkę zgłosić z kasą. Myślę, ok. Nic nie zamawiałam, ale pojadę. Po piętnastu minutach wrócił, przeprosił i powiedział, że się pomylił. No luz, kto się nie myli. W paczce była książka "Mniej" a przy niej butelka wina. Granatxa. Jakiś czas temu wysłałam tę książkę koledze do przeczytania, bo chciał i teraz oddał mi ją z bonusem. Nasza znajomość zaczęła się tak, że on poprosił mnie o plakat reklamujący koncert Super Girl Romantic Boys, ja mu wysłałam, a on sprezentował mi winyl SGRB, a nawet dwa ( w tym jeden biały). Nigdy się nie widzieliśmy, korespondujemy od czasu do czasu na fejsbukowym czacie i wysyłamy sobie prezenty. Mam nadzieję, że w końcu się zobaczymy,że skorzysta z zaproszenia i odwiedzi Bydgoszcz (piękną i ciekawą).
Piszę o tym, bo gdyby wszyscy byli dla siebie tacy mili, to świat byłby naprawdę fajniejszy i bardziej uśmiechnięty. Jestem teraz w fazie szczęśliwości ogromnej, bo piszę te bajki i odzew jest tak pozytywny, a radość, tych, którzy je zamawiają tak duża, że wraca do mnie samo dobro. To prawda jest, że co wysyłasz, to wraca. Sprawdza mi się to nawet z pomysłami. Kiedyś wymyśliłam sobie taki projekt (nie lubię tego słowo, ale ono się tu nadaje) i najprawdopodobniej będę go mogła wkrótce zrealizować. Więcej nie mówię, ale wkrótce powiem. Nie chce zabrzmieć teraz jak jakaś nawiedzona autorka poradnika, jak mieć szczęśliwe życie (bo myślę, że całe takie by było nudne), ale jak pomyślę sobie o swoim stanie w czerwcu i o beznadziei, jaką wtedy czułam, to naprawdę wiem, jak mało potrzeba, żeby w głowie zaczęło się rozjaśniać. I jestem pewna, że wszystkim tym, co mają teraz ciemno, też się wkrótce rozjaśni. I bądźmy dla siebie mili.
P.S. Kto chce teraz pożyczyć "Mniej" Marty Sapały?
Ja książkę poproszę!
OdpowiedzUsuńA pod apelem "Bądźmy dla siebie mili" się podpisuję ręcami i nogami :)
I trzymam kciuki.
Mam wrażenie, że jesteśmy na podobnym etapie. U mnie też ostatnie miesiące mijały pod znakiem beznadziei i wątpliwości. Ciągle działałam, pracowałam, starałam się a efektów z tego żadnych... I nagle bum! Całe dobro wraca! Rzeczy same się dzieję, spływają propozycje, nowe okazje i potrzebni ludzie.
OdpowiedzUsuńTrzeba po prostu robić swoje najlepiej jak się potrafi - w końcu się to opłaci.
"Ile ja Tobie, tyle ty jemu- temu, co mi odda."
Cieszę się z Twoich sukcesów, bo widzę, że wkładasz we wszystko swoje serce i jesteś w tym autentyczna. W tym tkwi sedno- w byciu sobą.