Obserwatorzy

środa, 2 września 2015

Kto się bardziej boi, czyli pierwszy krok do dorosłości.



Dziś rano na chacie zamieszanie. Poszukiwanie butów w czeluściach szafy na półce z za dużymi rzeczami (z trzech par znalezionych już wyrosły), organizowanie papci ( po sanocku pantofli), kompletowanie dokumentów, schludne ubranie i wyjście. Kiełby poszły do żłobka. Wczoraj byłam tam sama na rozmowie z panią kierowniczką. Klawa kobieta, bardzo kontaktowa. Dała wytyczne i kazała być jutro (czyli dziś) na 10. - Dzieci zostaną u nas przez godzinę. To czas adaptacyjny, który nie wiadomo, kiedy się skończy, bo wszystko zależy od dziecka, jak się zaaklimatyzuje. Jezus, myślę sobie. Jakie one tam będą? Jak się tam odnajdą? Czy Klara będzie gryzła i waliła z barana w inne głowy? Czy Fela będzie ryczeć do siności i wymuszać noszenie na rękach (i właściwie wszystko inne)? Czy będą lubiły to, że tam będą inne dzieci? Czy polubią panie, jedzenie, spanie na leżaku? Dziewczyny pani kieraska "dała na dwójkę", czyli na drugie piętro, do pokoju drugiego od lewej. Przyszliśmy do żłobka. Kiełby natychmiast rozsiadły się na mini kanapie, po czym zabraliśmy je „na dwójkę”. Cały żłobek ryczał. Po otwarciu drzwi, jakieś zaryczane dziecko prysnęło na czworakach przed siebie. Z innych drzwi wyszła pani i zaczęła zagadywać kiełbasy. Ja miałam ryk na końcówkach oczu, ale przełknęłam to. Pani wzięła Klarę za rękę i zniknęły za drzwiami. Wyszła po Felę, wyjęła mi ją z rąk i poszły do pokoju, w którym była już Klara. – To wróćcie za godzinę - powiedziała przed zniknięciem z Felą w ramionach. Zostaliśmy na korytarzu, gdzie w międzyczasie pojawiali się rodzice z takimi samymi minami, jak nasze. Zeszliśmy do kierowniczki załatwić formalności. Jakaś taka poczułam się tam spokojna. Fascynuje mnie mocno, to ich pierwsze wyfrunięcie z gniazda. Jak sobie poradzą? Zeszła do nas jedna z wychowawczyń i powiedziała, że dziewczynki nie płaczą, rozglądają się i wszystko jest ok. Wyszliśmy z Piotrem i na 11 byliśmy z powrotem w budynku. Nawet chwilę po, bo tak się rozhulaliśmy na tej wolności (byliśmy w sklepie). Poszliśmy po dziewczynki i z lekkim niepokojem otworzyliśmy drzwi. Pani wyszła z Klarą za rękę i Felą w ramionach. Wychowawczyni powiedziała, że nasze dzieci jako jedyne nie płakały wcale. Zjadły deser (Klara pewnie w tym momencie pokochała to miejsce, gdzie przychodzisz i od razu dostajesz coś do jedzenia -  po matce to ma), pobawiły się i ostatecznie Felka nie chciała się od pani odkleić.
Co będę dużo gadać. Byłam dumna. Z nich, Piotra (tak, tak, wyjątkowo ostatnio) i siebie. Że udało nam się wychować je (na tym etapie) na ufne, ciekawe świata, odważne panny. I totalnie śmieszne.
Oby jutro też poszło tak gładko.


3 komentarze:

  1. Ja nie wiem czy mnie jakiś hormon czy po prostu kocham Kiełbasy a może żadne i jestem jebnięta, ale znowu chce mi sie ryczeć jak to czytam. Szkoda, tak na super poważnie, że Lelek nie może chodzić do żłobka z Kiełbami.

    OdpowiedzUsuń
  2. <3 robię coś dla Lelka właśnie. Może pójdą razem na studia. Mechatronika albo coś z gotowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby tak dalej! Gratulejszons!

    OdpowiedzUsuń