Jakiś czas temu napisałam w poście o mailu, który mnie bardzo uradował. To była wiadomość od fundacji Bęc Zmiana. Propozycja współpracy. Żebym została kuratorką wystawy w ramach ich projektu w pięciu polskich miastach - ja w Bydgoszczy. To był bardzo miły mail. A jeszcze bardziej łechcący był kolejny, w którym pani odpowiada mi na pytanie: Dlaczego ja? Ja, gdyż pani poszukując kandydata, znalazła fanpage Zakładu Praktyk Kulturalnych, czyli pracowni, którą prowadzę w Miejskim Centrum Kultury i po zapoznaniu się w wydarzeniami, które organizuję, uznała, że dlatego ja. To było dla mnie wręcz wzruszające. Osobiście jestem niezłomna w wierze, że to co robię, ma sens i przynosi wymierne korzyści. Dostaję tego wyraz bardzo często i widzę sama, jak zmienia się uczestnictwo w kulturze do kilku lat. Na plus. Ludzie są bardziej otwarci, chętni do współdziałania, nie boją się interakcji (ja się ciągle boję w teatrze, ale to inny temat). Nie mówię, że to moja zasługa, ale wiem, że mam swoją maleńką cegiełkę w tym procesie.
Pamiętam, jak przy ulicy Mostowej stanęły cztery rzędy plastikowych, różowych krasnali (akcja fundacji Bęc Zmiana) i po nocy, żaden z krasnali nie miał głowy. Nie wiem. Wydaje mi się, że dzisiaj chociaż ze trzy by zostały.
Są środowiska, które jebią mnie (nie bezpośrednio), że za miejskie pieniądze urządzam Koło Gospodyń Miejskich, na którym na baby jedzą chwasty z Ostromecka. Albo robię przedszkole na barce Lemara. Zapraszam wszystkich hejterów na zajęcia.
No w każdym razie, poczułam się bardzo dobrze. I jadę dzisiaj do Warszawy na jutrzejsze szkolenie w siedzibie fundacji. Więcej szczegółów zdradzę, gdy będę je znać. Może tę wystawę przygotujemy wspólnie?
W każdym razie jadę, wracam piątek i jest mi już tęskno za Kiełbami. W czerwcu, gdy leciałam do Madrytu na dłużej, nie było mi tak trudno. Teraz one są już bardziej kumate i może będą za mną tęsknić? Może będzie im źle? Ech. Spędzę z nimi całą sobotę i niedzielę, a ten czas tak szybko leci, że to prawie już.
No wiec biorę zeszyt do pociągu i długopis (jestem strasznie analogowa) i będę pisać bajki. Zawsze miałam taką wizję, że siedzę w pociągu i piszę, ale nie wiedziałam co. A teraz mam co.
No to pa.
Gratulacje wielkie!!!
OdpowiedzUsuńGratulacje :-)
OdpowiedzUsuńA ja sobie pozwolę wrócić komentarzem do wpisie o apetycie Klary. I broń boże nie jest to komentarz oceniający, chciałabym żebyś mnie dobrze zrozumiała.
OdpowiedzUsuńJak czytambo Klarze i jej apetycie to jakbym czytała o sobie a właściwie o tym co mi rodzina opowiadała. Nigdy nie byłam niejadkiem, zawsze miałam apetyt. Obiadek chętnie zjadałam a nawet dwa i trzy. Ze żłobka jak wychodziłam to Pani mnie jeszcze w szatni dokarmiała. I byłam pulchnym a następnie grubym dzieckiem i dorosłym. I całe życie takim człowiekiem będę bo to zostaje w glowie i organizmie. Nie mówię o nadwadze 5kg tylko 25 kg i wiem o czym mówię. To jest skaza na cale życie i porównywanie się do wszystkich dookoła.
Nie sądzę, żeby moja rodzina, ciesząc się z mojego apetytu była świadoma co sie stanie tym bardziej, że rodzice byli szczupli. Od niedawna lekarze i dietetycy zaczęli (rzadko) mówić o tym, ze komórki tłuszczowe u człowieka wytwarzają sie we wczesnym dzieciństwie do 5 roku życia i jak się zrobią to po ptakach, nie znikną (chyba, ze wydasz pól bańki na nowoczesne zabiegi kosmetyczne) a jest walka całe życie czy te komórki tłuszczowe będą wypełnione czy też nie. Nie mam dzieci i nie chcę oraz nie potrafię powiedzieć jak i czym karmić dziecko- chciałam tylko zabrać głos jako grube dziecko i gruby, wiecznie odchudzający się, dorosły. Pozdrawiam.
Wszystko pod kontrolą. Dzięki.
OdpowiedzUsuńJa byłam jako mały dzieciak (od urodzenia do ok. 5 lat) pochlaniaczem. Ciągle głodna, ciągle jadlam. Siostra - przeciwnie - niejadek. A teraz ja chuda, a siostra - nie. Wiec ta teoria nie do końca się pokrywa u mnie.
OdpowiedzUsuń