To zostanę jeszcze przez chwile przy temacie stereotypów, bo
to fascynujący temat i bez dna. Otóż kiedyś, gdy nie miałam jeszcze etatu,
trzydziestki, chłopaka i dzieci, poszłam na „imprezę” nasiadówę do mojej
koleżanki, która nie miała etatu i trzydziestki a resztę tak (męża nawet). No i
było tam kilka takich dziewczyn. Jadłyśmy ciastka, piłyśmy herbatą i nagle
zaczął się temat (właściwie on był od początku), jacy to kolesie (ich) są
beznadziejni. Te laski zaczęły opowiadać, jak to lubią, gdy ich faceci wyjdą z
domu i one wtedy mogą sobie tak od serca posprzątać. Że one kupują mielone i
robią z nimi takie czary, że ci ich mężowie, to nawet z ryżem, którego
normalnie nie lubią, te mięsne czary zjadają. Że tak je wkurwia, że oni deski
nie opuszczają i butelek z żelem i szamponem po kąpieli nie zamykają (ja nie
robię tych dwóch rzeczy też). I tak sobie pomyślałam, że czas na mnie i poszłam
z tej „imprezy” nasiadówy. Z refleksją, że te młode kobiety powielają jakiś
dziwny schemat z chaty, swojej, babci, ciotki, no nie wiem, ale że traktują
tych swoich wybranków serca, jak kompletnych idiotów, a same wkładają się w
jakieś dziwne ramy kurodomowo jęczące. No nie kumam tego do dziś. I ciąg dalszy
mi się narysował w głowie, że te laski przestają być interesujące dla samych
siebie, dalej dla tych chłopów "idiotów" i że to wszystko się rozjeżdża i rozstają
się w nienawiści. One nienawidzą ich, a im jest głupio, ale odchodzą z ulgą. One
są sfrustrowane, bo cały dom był na ich głowie, ale nie pamiętają już tej
naszej rozmowy na imprezie nasiadówie i ich wyznań, jak to wolą robić
wszystko same. Potem się wkurzają, że robią to same, bo to nie jest wdzięczna
praca. Jest niezauważalna i nikt za nią nie dziękuje. Mam duży szacunek dla kur
(i kogutów) domowych, swoją drogą. To jest piękna i ważna praca, praca domowa. Dzielmy
się nią.
Dziś rano mi się przypomniało, że w „Świecie według Garpa”
Garp zdradza na potęgę i nic, a jak jego żona zdradzi, to od razu jest wypadek,
odcięte genitalia i martwe dziecko. No kurwa. Ale to tylko jeden maleńki przykładek,
jak to kultura każe nas na wybryki, za które nagradza chłopaków. Ale to na inny
post.
Kurde, mam komentarz nie do końca na temat. Czytałam bowiem dawno, dawno temu (kilka epok temu) "Świat według Garpa" i w zasadzie nie pamiętam z tej książki nic, prócz właśnie tej akcji z robieniem laski w aucie przed domem - że tam była zepsuta gałka skrzyni biegów, nie miała końcówki okrągłej, zdaje się, tylko ostry bolec, i ktoś się na to nadział okiem. I mój problem teraz jest taki, że ja kurde niewiarygodnie dużo czytam, a potem, po latach, a czasem tygodniach tylko, nie pamiętam w ogóle ani o co chodziło w danej powieści, ani jak się nazywali bohaterowie. Tylko właśnie zostają mi czasem w głowie takie sceny z kontekstu wyrwane, albo jakieś ogólne wrażenie. A są i takie lektury, które nawet tego ogólnego wrażenia nie zostawiają.
OdpowiedzUsuńMój ojciec ma taką pamięć, że jak coś raz przeczyta, to do końca życia pamięta, a ja chyba za dobrze się w młodości bawiłam czy co, nie wiem. Tylko jakieś pierduty, dziwnym trafem, jak mi się w pamięć wryją, to na lata. Frustrujące.
Co do wpisu - ano tak, to takie już "młode stare", czasem mam wrażenie, że takie kobitki w fazie początkowej czerpią dziką satysfakcję z tego, że mają tego chłopa w domu i że mogą sobie wspólnie ponarzekać w tym kręgu kolejnych wtajemniczeń do dorosłości i swoiście pojmowanej kobiecości. Tylko potem jakoś coraz bardziej gorzkie to i już nawet nie wiedzą, kiedy ten nieogarnięty, ale przecież "słodki i własny" misiu wkurwia je niemiłosiernie i/lub vice versa i już nie ma żadnego czaru w tym wszystkim, ewentualnie kolejny etap wtajemniczenia w dorosłość, czyli rozpad pożycia ;)
helga
Zbyt często same sobie winne. Ale moim zdaniem, nie winiłaby za bardzo facetów. To częściej kobiety oceniją inne kobiety, to baby narzucają pewien rytm domowy, to my w końcu nazywamy inne kobiety kurwami.
OdpowiedzUsuń