Batalia na temat otwarcia parku Kochanowskiego toczyła się
długo i kwieciście aż sama wzięłam w niej udział. Termin oddania obiektu wraz z
placem zabaw miał nastąpić bowiem w październiku. Trochę musztarda po obiedzie,
bo kwiaty za miliard zdechną a i dzieci na mrozy nie wyślesz (ja wyślę).
Ostatecznie park otwarto w sierpniu i od pierwszego dnia tamtejszy plac zabaw osaczają
od rana do nocy tabuny dzieci z rodzicami/opiekunami. Wczoraj poszliśmy tam
pierwszy raz. Nie było widać żadnych obiektów zabaw, gdyż ukryte były pod kopczykami
usypanymi z bawiących się nimi dzieci. Wokół odstrojone mamusie i naprawdę, gwarno jak w ulu. Wyjęłam dzieci z wózka i w sekundę ich nie było. Klarę
wzięła na taką trampolinę w ziemi córka koleżanki, która podeszła do mnie po
chwili (ta córka) z pytaniem: - Ciocia, czy tamta dziewczynka mogła wziąć Felę
na zjeżdżalnię? Nie mogła, wiec ja w te pędy po Felę. Otoczoną stadem sześcioletnich
mentalnych matek. Kiedyś były lalki, do cholery, od załatwiania takich spraw. A
nie, że się panny moimi dziećmi zabawiają. No nieważne. Małe matki spacyfikowane.
Fela na trampolinie, nie ma za to Klary. Klara podpełzła do zjeżdżalni. Lecę do
dziecka, za którym już ustawiła się kolejka i jakiś gówniarz stojący tuż za nią,
pcha małą Klarę swoją łydą. Więc mówię mu (syczę przez zęby): - Nie pchaj jej,
nie?! Jezus. Naprawdę umordowałam się setnie przy tych harcach. Dzieci po
aferze, że musimy już iść (ja musiałam), w sekundę zasnęły w wózku.
Nie, no ten plac jest super (choć ja potrzebuję nabrać wprawy
w takich zabawach). Widać, że wszyscy byli go już bardzo spragnieni. Jest część
dla takich malaków jak moje i część dla starszaków. I część muzyczna. Marimby,
kalimby, bębny (więcej instrumentów nie dostrzegłam), z których płyną naprawdę
miłe, dyskretne dźwięki. Co się okazuję, dźwięki te przeszkadzają okolicznym
mieszkańcom i jakaś kobieta zbiera podpisy pod petycją, żeby część muzyczną
placu zlikwidować. Fajnie?
No więc, takie atrakcje przez nami tego późnego lata. I
jesieni. I zimy.
A ja akurat byłam zawiedziona "atrakcjami" dla tych najmłodszych, jeszcze nietuptających dzieci. Piaskownica to trochę za mało, bo zjeżdżalnia jest jednak dla tych dzieci, które już kumają, że nogi trzeba trzymać razem, a w przeciwnym wypadku czeka je bolesny szpagat. O huśtawce non-stop oblepionej starszakami, które nie chcą wpuszczać maluchów nawet na chwilę już nie wspomnę, bo to urządzenie tym bardziej nie jest dla maluchów pełzających bez wytchnienia. Brakuje mi zwykłej huśtawki- takiej, do której dziecko się wkłada. I byłoby git. A tak, to do piaskownicy jeździć na drugi koniec miasta mi się nie chce.
OdpowiedzUsuńDla mnie plac jest ok. Choć odwołuje to o dyskretnych dźwiękach, bo dziś wieczorem słyszałam je na balkonie. A mieszkam kawałek od parku :)
OdpowiedzUsuń