Obserwatorzy

piątek, 28 sierpnia 2015

Jak przetrwać na placu zabaw? (nie wiem, jakby co).



Batalia na temat otwarcia parku Kochanowskiego toczyła się długo i kwieciście aż sama wzięłam w niej udział. Termin oddania obiektu wraz z placem zabaw miał nastąpić bowiem w październiku. Trochę musztarda po obiedzie, bo kwiaty za miliard zdechną a i dzieci na mrozy nie wyślesz (ja wyślę). Ostatecznie park otwarto w sierpniu i od pierwszego dnia tamtejszy plac zabaw osaczają od rana do nocy tabuny dzieci z rodzicami/opiekunami. Wczoraj poszliśmy tam pierwszy raz. Nie było widać żadnych obiektów zabaw, gdyż ukryte były pod kopczykami usypanymi z bawiących się nimi dzieci. Wokół odstrojone mamusie i naprawdę, gwarno jak w ulu. Wyjęłam dzieci z wózka i w sekundę ich nie było. Klarę wzięła na taką trampolinę w ziemi córka koleżanki, która podeszła do mnie po chwili (ta córka) z pytaniem: - Ciocia, czy tamta dziewczynka mogła wziąć Felę na zjeżdżalnię? Nie mogła, wiec ja w te pędy po Felę. Otoczoną stadem sześcioletnich mentalnych matek. Kiedyś były lalki, do cholery, od załatwiania takich spraw. A nie, że się panny moimi dziećmi zabawiają. No nieważne. Małe matki spacyfikowane. Fela na trampolinie, nie ma za to Klary. Klara podpełzła do zjeżdżalni. Lecę do dziecka, za którym już ustawiła się kolejka i jakiś gówniarz stojący tuż za nią, pcha małą Klarę swoją łydą. Więc mówię mu (syczę przez zęby): - Nie pchaj jej, nie?! Jezus. Naprawdę umordowałam się setnie przy tych harcach. Dzieci po aferze, że musimy już iść (ja musiałam), w sekundę zasnęły w wózku. 

Nie, no ten plac jest super (choć ja potrzebuję nabrać wprawy w takich zabawach). Widać, że wszyscy byli go już bardzo spragnieni. Jest część dla takich malaków jak moje i część dla starszaków. I część muzyczna. Marimby, kalimby, bębny (więcej instrumentów nie dostrzegłam), z których płyną naprawdę miłe, dyskretne dźwięki. Co się okazuję, dźwięki te przeszkadzają okolicznym mieszkańcom i jakaś kobieta zbiera podpisy pod petycją, żeby część muzyczną placu zlikwidować. Fajnie? 

No więc, takie atrakcje przez nami tego późnego lata. I jesieni. I zimy. 
Miłego weekendu.


Fela zjeżdża, jak worek ziemniaków (ale to kocha).

 Klara bardziej stabilnie (i też kocha i jest dumna).

2 komentarze:

  1. A ja akurat byłam zawiedziona "atrakcjami" dla tych najmłodszych, jeszcze nietuptających dzieci. Piaskownica to trochę za mało, bo zjeżdżalnia jest jednak dla tych dzieci, które już kumają, że nogi trzeba trzymać razem, a w przeciwnym wypadku czeka je bolesny szpagat. O huśtawce non-stop oblepionej starszakami, które nie chcą wpuszczać maluchów nawet na chwilę już nie wspomnę, bo to urządzenie tym bardziej nie jest dla maluchów pełzających bez wytchnienia. Brakuje mi zwykłej huśtawki- takiej, do której dziecko się wkłada. I byłoby git. A tak, to do piaskownicy jeździć na drugi koniec miasta mi się nie chce.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie plac jest ok. Choć odwołuje to o dyskretnych dźwiękach, bo dziś wieczorem słyszałam je na balkonie. A mieszkam kawałek od parku :)

    OdpowiedzUsuń