Obserwatorzy

wtorek, 18 sierpnia 2015

Powrót

Nasze bieszczadzkie wakacje się dzisiaj skończyły. Pojechaliśmy do Soliny, na tamę, gdzie spotkał nas rzęsisty deszcz. Fajnie, że dzieci się nie boją, jak na nie pada. Fela wręcz ryczała, gdy Piotrek zakładał jej na głowę osłonę. Na tamie, jak zwykle był miliard ludzi, a wokół tysiące miejsc z goframi i zapiekankami. Solina to prawdziwe bieszczadzkie Mielno. A ja i tak lubię tam jeździć, bo ta tama i woda są dla mnie ogromne i działają mocno na moją wyobraźnię. Niby właśnie tam człowiek ma władzę nad żywiołem, ale mi się wydaje, że zupełnie tak nie jest. Widzieliśmy mural na tamie zrobiony metodą wymywania syfu z zapory. W necie jest film, jak to powstawało. Wróciliśmy do Sanoka, gdzie będziemy jeszcze przez tydzień. A w tym tygodniu czeka nas wesele Piotra brata. Nie mogę się doczekać.
                                          Chmura zeszła pod zaporę.
                                         Fragment eko-murala.
                                         Nad Soliną można sobie kupić zapasową głowę.
                                         Klara zafascynowana rybami-świniami w Solinie.

4 komentarze:

  1. Rewelacyjny blog :) Połknęłam na raz. Dodałabym się do obserwujących ale nie wiem jak. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję:) chyba trzeba mieć konto na bloggerze, żeby dodać bloga do obserwowanych. Ale sprawdzam jeszcze inne opcje i dam znać. Pozdrawiam!

      Usuń
  2. Ogólnie same wakacje to jest przede wszystkim czas aby właśnie porządnie wypocząć i jestem zdania, że jak najbardziej dobrze spędzić go właściwie. Polecam każdemu wyczarterowanie jachtu z http://tempesta-jachty.pl/ i muszę przyznać, że taka opcja jest świetna.

    OdpowiedzUsuń