Obserwatorzy

piątek, 7 sierpnia 2015

Na Północ od Sanoka

Dziś mam historię, w której odnajdą się wszyscy ci, którym się nie udaje. Że nic nie staje na przeszkodzie, aby spędzić miło dzień,ale to nie wychodzi. Na przykład nad wodą. Ostatecznie spędzacie w aucie ponad dwie godziny w upale, szukając miejsca do plażowania. Bo miejsce to musi spełniać konkretne warunki. Ma być nad samiuśką rzeką (a nawet na kamieniach z rzeki, bo poziom wody jest strasznie niski), nie na żadnej łące (milardy robaków; naprawdę natura jest przerażająca, ten mikrokosmos w sensie), ma być mało ludzi, no i tyle. W sumie mało.
Wyjechaliśmy w południe. Wszyscy w doskonałych nastrojach, bo ojciec powiedział, że zabierze nas w super miejsce. I rzeczywiście super się jechało. Szczerze polecam te tereny do zobaczenia, bo tam jest dopiero dzicz (Bieszczady to Mielno przy tym, serio). Trzeba jechać na północny zachód od Sanoka. Droga widzie przez Trepczę, Międzybrodzie, Dębną, Mrzygłód, Dobrą, Ulucz. Jedzie się wzdłuż Sanu i zboczy przepięknych Gór Słonnych. W każdej z wymienionych wsi jest cerkiew godna uwagi. Z wielu miejsc są szlaki prowadzące przez szczyty pasma, ale nie tylko. San rozdziela dwa pogórza: Dynowskie i Przemyskie, gdzie również jest wiele urokliwych szlaków spacerowych i turystycznych. I wszystko to mogliśmy zwiedzić i zobaczyć, ale nie. Bo ja się obraziłam, że nie ma nigdzie wymarzonej przeze mnie plaży. Spełniającej wymienione wyżej warunki. Bo się okazało, że Piotrek tak naprawdę nie wie, gdzie dokładnie taka jest. Więc w końcu wszyscy się na siebie wkurwili i wróciliśmy do Sanoka.
Znacie to? Jak nagle robi się coś z niczego i już jest po wszystkim?
No, ale w drodze do Sanoka stwierdziliśmy, że jednak nie do domu, ale jedziemy do Lisznej. Nad San. Tak też zrobiliśmy i jakoś się udało uratować ten dzień. Zaparkowaliśmy wysoko na górze, koło kościoła i zrobiliśmy sobie wielką wycieczkę nad San z dziećmi w wózku. Byłam już w Lisznej, jak pierwszy raz odwiedziłam te rejony jako dziewczyna Piotra. Widzieliśmy dziś te same indory, które mnie wtedy urzekły i zapadające się chaty. Nawet rozpoznałam jednego Burka sprzed lat. Doszliśmy do plaży, na której nie było żywej duszy, oprócz dwóch boćków, brodzących w wodzie. Niestety, uciekły na nasz widok. Dobrochna (która mieszka w Sanoku i dzisiaj spędzała z nami dzień) poszła się kąpać jako pierwsza. Potem Piotrek, następnie Klara i na tym koniec śmiałków. Jak bym miała jakieś buty do wody, to bym weszła, bo obrzydza mnie muliste dno. Cienka jestem, stwierdzam. Gdy skończyliśmy plażowanie, Piotrek pobiegł po auto i spotkaliśmy się na rozstaju dróg. Wsiedliśmy do auta i rozpętała się burza totalna. Jechaliśmy przez las, który w deszczu stał się ciemny i groźny, pełen świerków i sosen czyli taki mój ulubiony. Polecam Wam te tereny.

PS. W Uluczu jest cerkiew z XVI wieku - jedna z najbardziej cennych w Polsce. A Mrzygłód był kiedyś miasteczkiem i do dziś zachował się oryginalny układ rynku z dziewiętnastowieczną, drewnianą zabudową.

                                                                Cerkiew w Dobrej
                                                        Boćki, które zwiały na nasz widok
                                                                        Super plaża
                                                                           Liszna

4 komentarze:

  1. Trzeba bylo skrecic w mrzyglodzie na solna i do siemuszowej dojechac, plaza by sie znalazla, a wracac przez woloska jest blisko, tam bocki maja pikne gniazdo, a i wycieczka slonnymi bylaby grana

    OdpowiedzUsuń