- Tatuś, widziałeś taką brązową kulkę? Bo B. zgubił kupę - zapytała ojca trójki dzieci, w tym B., czteroletnia córka. Spędziliśmy z nimi dzisiejszy dzień. I z ich matką. Pewnie nie jeden/jedna z Was pomyślała sobie w cichości serca (lub na głos), po co ciągniemy tak daleko te małe kiełby i siebie. Daleko, w upale, męcząc się sami i męcząc dzieci. Tak. Przyznaję, jest dosyć męcząco. Wstaliśmy dziś o godz. 9 i po śniadaniu poszliśmy kupić bilety na kolejkę wąskotorową z Majdanu do Balnicy. Dzieci po drodze padły, więc przeszliśmy się do lasu, gdzie był cień, zapach lasu i jego szum. Po godzinie wróciliśmy do chaty ( nadal jesteśmy tu sami), a na podwórku czekali już nasi znajomi. Zrobiliśmy piknik, a po nim ruszyliśmy w stronę kolejki. Gdyby nie fakt posiadania dzieci, nigdy nie zdecydowałabym się na tą atrakcję. Tłum ludzi, pociąg ciągnący się jak flak, monotonny krajobraz a u celu stare schronisko zamienione w sklepik z cenami podbitymi pod orbitę. Atrakcją była tu Luna. Pół suka, pół wilczyca, starowinka. Ona też najbardziej spodobała się naszym córkom. W drodze powrotnej dzieci w półśnie jadły jagody. To były dwie męczące godziny. Ale spoko. Potem był obiad. Już u nas. Pięcioro dzieci, czworo dorosłych i warzywny gulasz. Ja jebię. W ryżu był cały stół, dzieci walczyły o resztki makaronu, a my - starzy - karmiliśmy pacholęta równocześnie odganiając miliardy os. Na terenie naszego pensjonatu jest trampolina i mini plac zabaw. Zbawienie. Poszły se tam te wszystkie pędraki, ale zaraz po kolei trzeba było zmieniać im pieluchy. A jeden zgubił kupę. Tak. Jest męcząco. Myślę o moich przeddzietnych wyjazdach w góry z nostalgią. Ale bez żalu i chęci zmiany stanu rzeczy. Po dzisiejszym doświadczeniu z kolejką stwierdziliśmy, że nie ma co ulegać turystycznym atrakcjom, tylko robić swoje. Czyli jutro idziemy na Sine Wiry. Z dziećmi. Ja z pomalowanymi na cztery różne kolory paznokciami, dziele siedmiolatki. Takie lato. Z niezapomnianymi reakcjami naszych dzieci na wszystko, co je otacza. Jak tylko idą spać, ja idę na szluga i duszkiem wypijam kielich wina. A jak się kładę, to nie mogę się doczekać, aż rano obudzi mnie gadanie tych małych i zacznie się kolejny wspólny dzień (słodko, no trudno, tak jest).
Pasjonująca wąskotorówka.
Fela w Balnicy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz