Obserwatorzy

niedziela, 9 sierpnia 2015

Rudawka Rymanowska






Wyrywam sobie (właściwie nie sobie, a dla siebie) te momenty, by móc pisać bloga. Pierwszy raz od naszego przyjazdu jestem sama w domu. Tzn. Klara śpi, więc jakby jej nie było. Reszta se poszła. Powinnam umyć naczynia, zrobić dzieciom drugie śniadanie, ale nie. Ja piszę. No bo wczoraj już nie pisałam, to ile można nie pisać? A mam już dwóch obserwatorów (pozdrawiam).
Wczoraj pojechaliśmy do Rudawki Rymanowskiej nad Wisłokiem. Zastanawialiśmy się nad lazurową wodą przy zaporze w Sieniawie, ale jak jest lazur, to jest i dres, więc pojechaliśmy dalej. Zatrzymaliśmy się tam, gdzie było pełno aut i wielka łąka okolona zewsząd górami. No zajebiście. Poszliśmy tam, gdzie wszyscy i doszliśmy do pięknej rzeki przy takim osuwisku, na którym rysował się karpacki flisz (https://pl.wikipedia.org/wiki/Flisz_karpacki). Rzeczywiście ludzi było sporo, ale jakoś udało nam się znaleźć przyjemne miejsce pod drzewkiem, gdzie nie czuliśmy zapachu grilla i nie słyszeliśmy radia (jakby było Lato z Radiem, takie z wakacji u babci, to spoko). Klara trochę pływała, Fela nie odważyła się zamoczyć nóg, ale nosiłam ją na rękach, więc trochę powędrowałyśmy wzdłuż rzeki. Ta Rudawka jest na zachód od Sanoka. Wcześniejsza wycieczka, którą opisywałam na blogu była na północny wschód. Napisałam na zachód, bo tak powiedział Piotr. A ja widziałam, że to wschód, ale wiecie jak to jest. Jak ze ściąganiem w szkole. Czasem wiecie, ale wolicie ściągnąć od kogoś, bo sobie nie ufacie. Tak było też nad Sanem. Jak zobaczyłam bociany na plaży. Poprosiłam Piotra, żeby zrobił zdjęcie i ten jak już się zdecydował na pstryknięcie, to one odleciały. Sama powinnam była zrobić to zdjęcie. Teraz już tak robię. Ot, taki wątek paraterapeutyczny.
Wieczorem poszliśmy do sanockiego skansenu na filmy o Bieszczadach. Zanim nasze dzieci zasnęły, udało nam się obejrzeć kawałek ostatniego obrazu. A potem poszliśmy na piwo na rynek, gdzie spotkaliśmy Lecha Dyblika, który wcześniej koncertował w karczmie, w której zasiedliśmy. Dziś idziemy na Tołhaje. Ale wszyscy, rodzinnie. Wczoraj za to super było się wyrwać na chwilę we dwoje. Mało mamy takich momentów, za mało i postanowiliśmy organizować je sobie częściej. Żeby nie być tylko rodzicami.
    

                                           Chełmoński
                                            Brodzimy w Wisłoku
                                           Syrena

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz